Po drodze musiałam zrozumieć, dlaczego gromadziłam niepotrzebne rzeczy, przed czym chciałam się zabezpieczyć. Na jakie czynniki zewnętrzne reagowałam kompulsywnymi zakupami, objadaniem się czy innymi nałogami. Jaką pustą przestrzeń w mojej głowie/sercu/duszy próbowałam zapełnić przedmiotami, jedzeniem i innymi elementami.
To bolesny proces, przyznaję. Przez całe lata uciekałam przed swoimi demonami, zasłaniałam się przed nimi na różne sposoby. Bałam się ich straszliwie, wolałam więc znieczulać się na różne, fizyczne i psychiczne, sposoby, by nie musieć spojrzeć im w straszliwe gęby. Tymczasem trzeba w końcu było stanąć przed nimi i stoczyć ostateczną walkę. Wylazły z opróżnionej z ciuchów szafy, że tak powiem, skoro już jesteśmy przy tej metaforze. I co?
Demony w świetle dziennym okazały się być dość paskudne. Przez lata spasły się, dorobiły obrzydliwych podwójnych podbródków i pękatych brzuchów. Nie poddały się bez walki. Sporo było szarpania się, łez, bólu. W miarę przekopywania się przez zwały zbędnych przedmiotów musiałam rozliczyć się ze wspomnieniami i przeszłością. Zamknąć różne niezamknięte sprawy, dopisać zakończenie kilku ważnych rozdziałów swojego życia. Trzeba było rozliczyć się ze tych wszystkich kwestii, o których wolałabym nigdy nie pamiętać. Wymazać je, zamalować czarną farbą, schować do kufra i wyrzucić klucz.
Koniec końców okazało się jednak, że demony udało się oswoić. Mogą być źródłem mojej siły, gdy już się ich nie boję. Lepiej mieć je na swoich usługach niż przed nimi uciekać. Co chcę przez to powiedzieć? Zmierzenie się z przeszłością było bolesną próbą, ale dało mi zrozumienie mojej natury, charakteru i przyczyn błędów, które popełniałam. Błędów już nie cofnę, ale nie muszę ich powtarzać.
Z pustką też trzeba się oswoić, by potem ją twórczo wykorzystać.
Gdy znalazłam już odpowiedzi na powyżej przytoczone pytania, zaczęły pojawiać się kolejne. Co mogę zrobić, by być lepszym człowiekiem? Co mogę w sobie jeszcze zmienić? Czy wszystkie wady są wadami, czy można przekuć je w zalety? W jaki sposób mogę pomagać innym, sprawiać, by ich życie było lepsze? Czy dostatecznie wykorzystuję swoje możliwości i zdolności? Czy właściwie i wydajnie zagospodarowuję czas, który dano mi na Ziemi? Czy mogę lepiej/bardziej/mocniej korzystać z życia? Co dalej?
Stałam się lepszą wersją siebie. Nie znaczy to, że ideałem. Do zrobienia jeszcze sporo. I każdego dnia pracuję nad tym, by było jeszcze lepiej. Nie jestem rozwojowym ćpunem . Od teorii wolę praktykę. Gdy chcę w sobie coś zmienić, zabieram się do tego od razu, nie zawsze się udaje, ale dzięki temu, że się nie udaje, też można dowiedzieć się czegoś o sobie.
Czy mój minimalizm to tylko poza i lans? Być może, to bez znaczenia...
Dla mnie nie jest już tylko sprzątaniem w szafie, jest sposobem na lepsze i pełniejsze bycie. Ciągłą, nieraz ciężką pracą nad sobą. Pokonywaniem swoich słabości, dobrowolnym narzucaniem sobie dyscypliny. Czasem sama się przed tą dyscypliną buntuję, budzi się we mnie rozkapryszony dzieciak. Domaga się nowych i kolorowych zabawek, chce tylko bawić się i leniuchować.
Cóż, narzucanie sobie dyscypliny, praca nad charakterem, pokonywanie słabości - to nie są hasła medialne. Dlatego o wiele częściej słyszy się o minimalizmie w kontekście liczenia przedmiotów niż pracy nad sobą.
Zawsze, gdy budzą się we mnie wątpliwości co do sensu pisania tego,mówię sobie, że może inni też potrzebują lekkiego popchnięcia w odpowiednim kierunku, jak ja kiedyś. I może oni też zaczną od szafy, a potem pójdą tam, gdzie będzie im się podobało. Wejdą głębiej w las albo pozostaną na jego obrzeżu.
Ludzie bardzo oczytani, kreatywni i inteligentni - sami doszli do pewnych wniosków, nie potrzebowali pokazywania palcem, jak ja (przykład: jako nastolatka bardzo interesowałam się kulturą afrykańską, nie doprowadziło to jednak do żadnych mądrych spostrzeżeń). Niektórzy sami znajdują drogę, bez drogowskazów. Inni kręcą się w kółko, krążąc po własnych śladach.
Nie chcę nikomu mówić, jak ma żyć. Nic mnie do tego nie upoważnia. Jedyne, co chcę robić, to opowiadać różne historie, czasem z własnego życia, czasem wzięte od innych albo z głowy. A Czytelnicy zrobią z tymi historiami to, na co im przyjdzie ochota...
A lans? Dobry lans nie jest zły ;-)
Inni zdjęcia: ... maxima24Poziomki już też spoglądają :) halinam... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24