Zabiłam, tak. Zabiłam ten nieznośny głos, mówiący w mojej głowie, że nie dam rady. Teraz będzie cichy obraz, mnie znikającej powoli, do celu. Skostniałymi od zimna palcami dotykam swojego ciała, przyprawiając mnie o lekką odrazę i gęsią skórę oddech. Płaczę, przecież łzy to też krew, ale nie z ciala.. z duszy. Ale się uda. Uda, prawda?
A teraz zapada zmrok, cichutko nadchodzi. Jutro, jutro przecież jest nowy dzień! Odleci.