Jeżeli komuś wydaje się, że jest to ckliwy film o smutnym emo-geju, który przy okazji jest dzieckiem neostrady i przyjaźni się z żyletkami, to będzie bardzo zmartwiony. Otóż nie. To coś więcej niż kolejna dramatyczna produkcja.
Po pierwsze - wyśmienita gra aktorska. Jakub Gierszał znakomicie wcielił się w rolę Dominika sprawiając wrażenie utożsamiania się z bohaterem. Widz siedzący w kinie niemal odczuwa emocje, które przepełniają głównego bohatera. Pozostali aktorzy również się spisali.
Po drugie - genialna praca kamery. Zbliżenia na twarze, które aż kipią emocjami przyprawiają o dreszcze. Widać niemal każdy drgający mięsień na twarzach postaci.
Po trzecie - zjawiskowe animacje. Nie jestem ekspertem w dziedzinie grafiki komputerowej, ale gołym okiem widać, że animatorzy wykonali kawał dobrej roboty. Wirtualne postaci doskonale naśladują ruchy i gesty swoich realnych odpowiedników, w każdym detalu.
I wreszcie, po czwarte - scena w wodzie, w której biorą udział Gierszał i Roma Gąsiorowska - mistrzostwo. Niby prosta, oklepana, występująca w wielu kiepskich komediach romantycznych (w tym polskich), ale dzięki trzem poprzednim elementom (głównie pracy kamery i aktorów) staje się niesamowitym przeżyciem.
Film ten sprawia wrażenie kompozycji zamkniętej, a niemalże od początku do końca fabuła skupia się na cierpieniu. Cierpienie ma tam różne oblicza i wystepuje w wielu wymiarach. Cierpią prawie wszyscy, choćby przez chwilę, psychicznie, fizycznie, mentalnie. Cierpią nawet widzowie. I to cierpienie właśnie skłania nas do refleksji. Czy było potrzebne? Czy można go było uniknąć?
Długo szukałam właśnie tego, konkretnego kadru. Myślę, że najlepiej odzwierciedla panujące w filmie emocje. Nie ma tu piękna, nie ma jakości obrazu czy wyprostowanej grzywki, jest za to człowiek. Człowiek ogołocony z barwnej otoczki świata. Człowiek, którym mógłby być każdy z nas.
Mam nadzieję, że "Sala samobójców" odciśnie znaczące piętno w polskim przemyśle filmowym, bo już gołym okiem widać, że jest produkcją przełomową, która w jakimś stopniu wpłynęła na odbiorców. Pozostaje mi tylko podziękować panu Komasie za to owocne dzieło i czekać na kolejne :)
(sory za badziewne formatowanie - uroki fbl)