Jakie to zabawne. Często tracimy czas i mnóstwo energii na dopracowywanie nieistotnych detali. Czasem jednak mówimy "nie chce mi się" i nie robimy nic, olewając cały świat i dobitnie manifestując swój lekceważący stosunek do ludzkości. Raz za wszelką cenę dążymy do doskonałości zdzierając obcasy podczas wspinaczki po schodach na kolejne piętra, a innym razem zasłaniamy okna i zakopujemy się głęboko pod koc z kubkiem gorącej czekolady (tak nawiasem mówiąc, kto potrafi odmówić sobie kubka czekolady? nikt).
Jak łatwo zmieniamy zdanie. Pragniemy czegoś, a następnego dnia nie kiwniemy nawet palcem i patrzymy na marzenia ulatniające się nam sprzed nosa, jak gaz z nowootwartej butelki coca-coli. Powtarzamy "łap byka za rogi", "łap szczęście za nogi" i inne bzdury, chociaż tak naprawdę wcale nie stosujemy tych rad w praktyce. Robimy mnóstwo planów skrupulatnie notując kolejne punkty w kalendarzu, a potem siadamy przed ekranem i przez cały wieczór oglądamy filmy, które widzieliśmy już milion razy. Tłumaczymy się koszmarną pogodą, ciężkim dniem, nieprzespaną nocą czy chociażby brakiem kawy. Kawy?! Łyżeczka ciemnych granulek i trochę wody, ot co! Ale zbawienie dla ludzkości, odkrycie stuleci, napój bogów... i już kolejne pokolenia nie żyją bez codziennej małej czarnej, latte macchiato czy cappuccino.
Chociaż z drugiej strony, tacy już jesteśmy i raczej nie będzie już lepiej, jedynie gorzej. Skutki cywilizacji... ot co! Zastanawia mnie tylko jedno, do czego to nas zaprowadzi?
A Ty? Pamiętałeś/aś a swojej codziennej dawce kofeiny? Pobudka!