Pstryk .
Ktoś zgasił światło. Pora pożegnać zły dzień, dobry Bóg zgasił dzień. Sympatyczny Chłop, wiedział co robi. Teraz przestraszone oczy rozbiegane dokoła w ciemności będą czekać na blady świt. Metaforycznie jednak, może on nigdy nie nastąpić. Puste twarze będą błądzić pośród chłodnej nocy. W nieskończoność.
Nie chcę, żeby ktoś "uszczęśliwiał" mnie na siłę. Nie potrzebuję tego. Nie chcę. Jeżeli czegoś potrzebuję, chcę to zdobyć samodzielnie. Bez pomocy, bez łaski.. Po prostu chcę choć raz sama do czegoś w życiu dojść. Nie chcę już być tą "rozpieszczoną zimną suką", której wszyscy podtykają coś pod nos. Chciałabym pójść na małe wędrowanie. Byle gdzie i jak najdalej.. Gdzie nikt mnie nie zna i nie dostrzega nawet mojej obecności. Nie mam zamiaru bawić się ludźmi i wykorzystywać to, co mają w sobie najpiękniejszego - dobroć. Nie mogę wiecznie brać i brać nie dając w zamian nic. Zupełnie nic. Właśnie tyle mogę ludziom podarować. Nie warto.
Zastanawiam się, komu bardziej zależy na tej pierdolonej Studniówce. Mi nie zależy wcale. A decyzję już podjęłam.
Resztki mojego serduszka stale mi powtarzają, że jestem wstrętna. Na wszystkie możliwe sposoby, najprościej w świecie jestem zła. Nie umiem się zmienić.. może nie chcę... ranię, odrzucam i karcę nie dla czystej satysfakcji z cierpienia innych. Robię to z czystej satysfakcji z własnego cierpienia. Chore.