To juz 5 dzień jak nie pale :)
Rzuciłam to swinstwo bo pieniadze szły jak powalone...
Nie ma źle i jakos az tak mnie nie ciagnie :)
Łukasz też nie pali to lzej, bo tak by mnie kusiło...
Zajmuje sobie rece dubaniem słonecznika :)
Na dworze skwar, rano zrobilismy sobie spacerek z Bartusiem
zaplacic rachunek i na zakupy...
Fajnie do domu wchodziłam co pol pietra.
2 duze reklamowki z zakupami wozek, mały i jazda.
Wiec stwierdzilam ze zakupy se wniose kawałek do gory
a potem wozek... No i jakos doszlam, fakt, że cała mokra
no ale nie bylo gdzie wozka zostawic, na kazdym półpietrze
juz zajete :P
A poza tym jak wracalam do domu to myslalam ze zjade na zawał.
Boże ja nie wiem co to bylo ale wygladalo to tak, że jakies
auto ( tico chyba ) w ostatnim momencie chcialo skrecic i sie zatrzymał...
No i byłby mały karambol bo auta ledwo wychamowaly.
Ja wydygana bo juz sie bałam ze na chodnik zaczna zjezdzac zeby
w siebie nie ciulac, to sie odsunelam lekko i patrzyłam jak to sie skonczy.
Pisk niesamowity uszy prawie pekały... Ehhh strach nieraz chodzic po
chodniku...
To tak samo jak na moscie idzie jobla dostac jak te auta zapierdzielaja...
Jeszcze przejscie na zakrecie ( pasy ) no to sory ale nie pisze sie na cos takiego, zeby zabic
dziecko i siebie... Te pasy omijam i wole isc na kolejne.
4 Dni jeszcze do wyjazdu do Katowic...
21 do Naszego ślubu :)
Jutro idziemy obraczki jeszcze raz mierzyc bo na Łukasza nie bylo rozmiaru, tylko jeszcze grawer
i niedługo bedziemy już miec nasze GPRS :P