wybaczcie, że już było.
Wyszła spod prysznica otulając swe ciało miękkim ręcznikiem. Zmyła z siebie cały ciężar dnia, lecz nadal czuła w sobie to napięcie, tę niespokojność jej wnętrza. Spojrzała w lustro. Jej alter ego odpowiedziało jej melancholijnym, przemęczonym spojrzeniem. W powietrzu rozbrzmiał cichy dźwięk telefonu. Tak, to sms. Jeszcze przed paroma sekundami wydawało jej się, że wieczór ten niczym jej nie zaskoczy, że skończy się jak każdy inny zimowy, szary wieczór. A oto jest, krótka wiadomość tekstowa, zaledwie kilka znaków. Jej życie rozbłysło nagle, jak pod dotykiem żywego ognia. Jest. Czeka. Tęskni, nadal.
Usiadła na parapecie przy oknie i myślami wróciła w przeszłość. Gdzie podziała się ta pełna życia energiczna dziewczyna z uśmiechem na twarzy i dobrocią w oczach.? Teraz oczy te wyblakły. Zniknęła ufność to świata i wiara w ludzi. Zastanawiała się także co stało się z tym miłym, czułym i czarującym chłopakiem - Odeszli, zniknęli, stali się tylko widmami w jej przeszłości. Przeszłości, z którą łączyło ją tylko wspomnienie. Przeszłości, którą pamiętała tylko ją - I Jego.
Pmiętała dokładnie moment gdy się poznali. Każdy szczegół, zapach powietrza. Podniósł na nią oczy i uśmiechną się. Poczuła jak ziemia usuwa jej się spod nóg. Chciała z nim rozmawiać o wszystkim, poznać go najgłębiej jak się da. Umówić się na wspólną wyprawę. Obudzić się rano obok niego i patrzeć jak śpi. Czuć jego spokojny oddech, gdy jest daleko w marzeniach sennych. Chciała wszystkiego z nim. Tak bardzo chciała go mieć teraz przy sobie. Jechać dokądkolwiek, byle z nim. Razem rozkoszować się światłem mijanych ulic, miast. Usłyszeć szum fal morskich lub spojrzeć na świat z poziomu chmur w górach. Tak, pojechałaby z nim chociażby na koniec świata. Chciała wiedzieć, że gdzieś na końcu drogi jest jakaś przystań, oaza spokoju - ich wspólny azyl.
Nie rozumiała, dlaczego tak się czuje. Byćmoże zatarła już w sercu żal, zapomniała jak ją zranił. Pamiętała. Było lato, gorąca krew gotowała sie w żyłach, gdy poraz pierwszy odważył się na pocałunek. Drżała. Może z zimna, może z zaskoczenia, Jakie u niej wywołał. A może z tej nieśmiałej nadziei, że stoią właśnie na początku długiej, wspólnej drogi przez życie? Życie, które dotychczas dało jej popalić. I były chwile szczęścia i zachwycenia sobą. A potem spotkali się jeszcze raz. I był pocałunek, słodki jak krew. I rozmowa, jakby nic się nie zmieniło. Jakby znowu widzieli się po raz pierwszy a otaczający ich ludzie byli tylko obcymi turystami. I była ta noc, gdzieś z dala od całego świata, ostry blask poranka i pożegnanie.
Do głowy nasunęły jej się słowa piosenki, Jak to szło? Nie wiem ciągle, dlaczego zaczęło się tak... Czemu zgasło - też nie wie nikt...
A teraz? A teraz przecież napisał... Jest. Czeka. Tęskni.
Być może ciąg dalszy nastąpi gdy przyjdzie wena.