Natalka. ***
Ona. Ona była szalona, idealistka. Kochała kolor zielony, muzykę. Śpiewanie było całym jej życiem. Kwieciste wzory - nieodłączny elemnt jej życia. Aniołki? Tak! Garbate, ładne i brzydkie, połamane - za każdego mogła oddać życie.
Kochała Jego.
On. On lubi Ją. Jej włosy, ni rude, ni brązowe. Jej słonecznikowe oczy. Poznali się w nietypowy spodób, taki nieromantyczny. I to właśnie było to. Była dla Niego wyjątkowa. Księżniczka, prawie, że. Tylko na Nią się tak patrzył. Bo ona tak to lubi. Ten wzrok, Jego wzrok. I Jego zapach. A jak pachniał? Czułością i delikatnością. Z oczu biła dobroć. Dobrość, która zamieniała się w miłość, gdy na Nią patrzył.
Byli idealni. Nigdy nie mówili niczego wprost.
To był ich znak. Rozpoznawczy. On zabierał Ją na spacery po łące o piątej nad ranem. Ona wtulała się w Niego, kiedy bała się, lub gdy miała na to ochotę. On zawsze był. Nigdy się nie spóźniał. Ona piekła mu ciasta, z truskawkami. Takie lubił najbardziej. Jej niebo miało kształt. Piękny. Jego kształt. On spełniał jej marzenia, jdno, po drugim.Ona czerpała siłę z jego wzroku, dłoni, dotyku. Ona śpiewała, on słuchał. Był. I to najważniejsze. Szkoda, że nie istnieli naprawdę.