Virginia, luty 2011.
Bo jakoś mało końsko tutaj ostatnio...Tak, czasem skaczę xD dupnie, ale jednak.
Jeju, ale tęsknię za jazdą, masakra poprostu. Wszystkie końskie sprawy się ode mnie odwracają i wszystko jest takie do dupy.
Newtona to już nawet nie ma co brać pod uwagę, naprawdę. Jak nie miał podków, tak nie ma i pewnie nie będzie miał, jego właścicielka to tylko niepoważna dziewczyna więc nie ma na co liczyć. To już naprawdę nic więcej z tego nie wyjdzie.
Nikt się do mnie nie zgłasza po ogłoszeniu, tzn było parę propozycji, ale mi nie odpowiadają. No poprostu, najeździłam się w wielu miejscach u wielu ludzi i już jestem zdecydowana i wiem, czego chcę.
Najkrótsza i najłatwiejsza droga to oczywiście zapisanie się do KJ. Ale te trzy najbliższe, w krótych zresztą już jeździłam nie wchodzą w rachubę, bo środowisko konkurujących o wszystko, łącznie z końmi smarkatych i zarozumiałych dziewczyn mnie już wykończyło. Nie, nie i jeszcze raz nie.
Naprawdę nie wiem już co robić, poprostu czekać na cud. I nie mam gdzie i na kim jeździć, a przynajmniej nie w takim miejscu, w jakim bym chciała. Wiem, wybredna teraz jestem, ale poprostu zdecydowana.
A dzisiaj do szkoły nie poszłam, bo w końcu zanim dojechałam do domu, zjadłam itd była druga w nocy i 4 godziny snu to jednak trochę mało ;P Ale jutro idziem, przygotowania do 'egzaminu' i w piątek takowy.