Od razu uprzedzam, że nie zrozumiecie o co mi dzisiaj chodzi i na pewno wam tego nie wytłumaczę. Mam potrzebę napisania, to kurwa piszę, rozdrabniać, tłumaczyć, opowiadać nie będę. Dzień w domu był jak najbardziej dobrym pomysłem. Dużo myślałam, czytałam, oglądałam, pisałam, rozmawiałam, wspominałam. Tego pierwszego najwięcej. I doszłam do wniosku, że kurwa coś się we mnie wypaliło. Nie ma już tej samej, szczęśliwej aniki sprzed lat (lat kurwa, nie miesięcy). Za dużo się ostatnio działo i mój mózg tego wszystkiego nie ogarnia. Tylu znaczących ludzi się przewinęło i każdy na swój sposób zmienia moje życie i być może mnie, albo chociaż podejście do życia. To, co mam teraz, od dawna mieć chciałam, a okazuje się, że wcale mi to wielkiej radości nie sprawia, a przecież powinno. Kiedyś oddałabym wszystko, żeby mieć.. a zresztą.
Paraliżuje mnie strach. Czasami nie chcę otwierać rano oczu, bo boję się, że później będę tego żałować. A nie chcę się bać, bardzo nie chcę. Nie wiem nawet co mnie tak najbardziej przeraża. Być może sama ja? Moje decyzje, słowa, gesty? To takie głupie, bać się siebie. Zastanawiałam się jakby to było, gdybym teraz musiała wyjechać, gdzieś daleko i zostawić wszystko i wszystkich. Czy poznałabym nowych ludzi i zapomniała o reszcie? Czy tak mocno bym tęskniła, że musiałabym uciec z domu? Zmiany są lepsze. I tak właśnie, chciałabym się wypierdolić gdzieś daleko. Ta, marzenia są fajne. Zapomniałabym o wszystkich złych chwilach, ludziach.. z czasem zapomniałabym nawet o tych dobrych. Szybko przyzwyczajam się do nieobecności kogoś, bo przecież tak jest łatwiej. A ja jestem tą, która woli łatwiej, na skróty, żeby było dobrze tylko mi. Przecież i tak niedługo każdy rozejdzie się w swoje strony i już nikt nie będzie pamiętał tej starej aniki, jako mnie samej
Wszyscy myślą, że ze mną można wszystko, płakać, śmiać się, wypić, pójść na imprezę, że jestem taki misio, a jak trzeba to nie, że dużo potrafię. Wszyscy dochodzą do wspólnego wniosku i nikt dalej nie rusza dupy, żeby mnie poznać, bo po co się męczyć? Nie można być idealnym i idealną nigdy nie chciałabym być, to byłoby cholernie nudne, ja byłabym nudna. Ktoś kiedyś powiedział mi, że mnie zna na pewno, inny, że mnie nie można zrozumieć, a jeszcze kolejny, że MYŚLAŁ, że mnie zna. To takie zabawne jak ludzie czasami się mylą. Lubię kogoś wprowadzać w wrażenie, że mnie zna. Przecież to miłe, ale chyba zarazem& monotonne? Gdyby każdy każdego znał na wylot to nie byłoby spontanicznych czynów, nie byłoby zaskoczeń, niespodzianek i chwil, w których czuje się, że kogoś poznajesz na nowo i codziennie go odkrywasz. A przecież to wszystko na tym polega. Żeby z dnia na dzień poznawać kogoś i odkrywać coś, co jeszcze nie zostało odkryte. Jak dziecko, które otwiera kolejną czekoladkę i cieszy się, że zjadł ją szybciej niż kolega.
A teraz przyklejam sobie uśmiech narysowany dziecięcą ręką.
I będę szczęśliwym dzieckiem, nieszczęśliwej rodziny.
Emilko, ja nie zapomnę. ;( [*].
Tylko obserwowani przez użytkownika anikax3
mogą komentować na tym fotoblogu.