U mnie dzien jak codzien, dzieje sie niewiele ale jakos nie odczowam potrzeby jak kiedys ze ma byc caly czas efekt wow
Lubie siedziec w domu, zeby wyjsc czasami musze sie zmuszac ale u mnie to normalka
mimo to staram sie codziennie ruszyc dupsko z domu bo to mi pomaga utrzymac rownowage.
Najgorsze jest nic nierobienie, nawet jak zostaje w domu, nie wychodze nigdzie to codziennie jak nie sprzatam to gotuje a jak nie gotuje to sprzatam
jak wszystko zrobieco mam do zrobienia w danym dniu to mam czas na ksiazke, film lub cos tam innego
ale inny probem
jak wyznac swiatu wstydliwa prawde? Ze wszystko co dobre i bezpiezne ja sobie wymyslilam?
Ze mialam bunkier przeciwatomowy przeciw rzeczywistosci, w zeszycie w linie i tam jedna dziewczyna gra na gitarze i piewa a druga gra na perkusji i jakjestem nimi to czuje sie bezpieczna. I jak zaakceptowac ta wiadomosc ze skoro sobie to wymyslilam to jest to nieprawda? A prawdziwe jest chodzenie do pracy, sprzatanie, rozmrazanie glupiej lodowki i zastanawianie sie co dalej?