Wężuś z warszawskiego ZOO.
Odkąd Tinka odeszła, marzę o przygarnięciu jakiegoś piesia. Jakiejś bidy ze schroniska, dać mu domek, dużo miłości i długie spacery. De facto dostaliśmy zielone światło, no ale jeszcze trzeba zadbać o logistyczną stronę, tzn. gdzie jest najbliższy weterynarz, jak się do niego dostać, trzeba mieć pieniądze na psie potrzeby, typu jedzenie, smakołyki, szczepienia, ewentualne leczenie dolegliwości. Mam na fejsbuku trochę stron, fundacji adopcyjnych, a tam co chwilę wklejają zdjęcia bezdomnych piesków. Co jeden, to śliczniejszy, biedniejszy. Przygarnęłabym wszystkie!
Ta firma, w której pracuję stacza się po równi pochyłej. Udowodnili, że tu awansują nie ci, którzy najciężej pracują, tylko ci, którzy palą (!), którzy kumplują się z jedną menedżerką, którzy podlizują się kierowniczce i ci... którzy "ładnie będą wyglądać w niebieskiej koszulce". Tak, awansują modelki. Szczerze? Wolę już być za przeproszeniem "gównem" w tej pracy, niż upaść tak nisko.
Właścicielka ostatnio potraktowała mnie właśnie jak gówno. Nie wiem, czy zdaje sobie sprawę, że bogaci się z naszą pomocą, za pomocą naszych rąk, naszej niewdzięcznej pracy. Myśli pewnie, że skoro nam płaci, to już na jej uwagę, czy na jej głupie "dzień dobry" nie zasługujemy. Ostatnio się dowiedziałam, że obniżyła pensje! No trzymajcie mnie... Znaczy nie obniżyła mi (spróbowałaby), obniżyła nowym, którzy się tu zatrudniają.
Nie mogę się denerwować. Lekarka mi zabroniła. Dostałam sterydy i miejmy nadzieję, że one pomogą.