Wczoraj po pracy pojechaliśmy na cmentarz zapalić znicze, nie miałam nic totalnie oprócz tego i nie posprzątałam dlatego grobu. Jakoś po majówce się tam wybiorę ze sprzętem . Po drodze zajechaliśmy do stajni, aż przypomniały mi się stare dobre czasy z jazdy. Niestety wiele się pozmieniało. Sprzedali połowę koni, wszystkie srokacze Aferę, Azję, Andzie, Ankarę i jeszcze jednego srokacza którego imienia nie pamiętam. Większość poszła na hodowlę, a sprzedali je dlatego że nie nadawały się zbytnio do jazdy bo miały delikatną skórę . Ciągle się robiły przetarcia od popręgu, siodła, ogłowia i przez to co chwilę było trzeba za nad to o nie dbać i pielęgnować.. szkoda, ogromna szkoda bo dla mnie właśnie te srokacze zapoczątkowały te stajnie i to na nich miałam swoje pierwsze kroki w siodle. Z tych lepszych informacji to są dwa nowe okazy, jeden to jeszcze ogierek i jest przeuroczy bo bardzo przyjacielski, chętnie podchodził do nas i się bawił z tym drugim nowym. Najsłodszy się okazał być swiezutki źrebaczek, który głośno rżał i dał się obracać z każdej strony, wyprzytulalam, wyściskała i wydrapalam go za wszystkie czasy. Udało mi się też porozmawiać z Panem Krzysiem. Gościem od wszystkich zadań naprawczych w stajni. Natalia i Filip byli zachwyceni i nie chcieli wracać. Musze się umówić na jazdę i znajdywać sobie czas chociaż raz w miesiącu żeby pojeździć. Ale raczej nie w tej stajni bo po rozmowie wiem że nie robią jazd dla osób z zewnątrz już bo to za duża dla nich odpowiedzialność. Wiem też że kilka osób tam jeździ ale nie chce ich błagać o jazdę dlatego wybiorę się do Kraśnian albo do dziewczyn do Lowczykow. szkoda że nikt w moich okolicach nie chce wydzierżawić konia, bo chętnie bym rozważyła te opcję.