Noc przelała się przez palce, pozostawiając swój zapach i cień w zakamarkach pokoju. Budziłam się często niespokojna, z wyschniętymi na pieprz ustami. Cicho błagałam, aby poszła już sobie, a z drugiej strony napawałam się dziwnym światłem bijacym od okna, ciszą dookoła mnie i muzyką w głowie. Wciąż śniły mi się szczury. Szczury. Szczury. Szczury! Biegły za mna hordami z pyskami na wpół otwartymi i ziejącą z nich parą. O zgrozo. To wydaje się teraz takie komiczne. Szczury! Dżuma.
Zdałam sobie sprawę, że już dawno nie przeżyłam dobrej książkowej ekstazy. Nie liczę Dżumy. Dżuma to obowiązek. Dżuma to moja przykazana świętość. Szczury! Dawno nie czytałam czegoś na kształt Złodziejki Książek Zusaka. Dawno nie przeżyłam takiego katharsis. Są czytadła dobre i te mniej dobre. Zawsze coś się czuje. Dla mnie to musi być jak "jebnięcie w potylicę". Każde słowo musi wejść w krew, wbić się do mózgu, zapukać do serca.
Zapukajcie
słowa.