Nie rozumieją, że takiej chwili nie można stracić. Ja wtedy rzucam wszystko. Rzucam wszystko dla tego momentu. Nie uczę się, choć mam dwa ogormne kolokwia, na których mi zależy i nawet chcę się uczyć. Rzucam sen, nie śpię. Wypuszczam z rąk miotłę. Opuszczam wieczorną kąpiel, choć moje włosy poklejone są od łoju. Rezygnuję ze spotkań i wszelkich rozmów. Nie włączam kolejnych odcinków seriali, które ostatnio zabierają mi zbyt wiele czasu. Ja znikam dla świata, wlaśnie wtedy.
A oni nie rozumieją i mówią. Mówią i jeszcze obrzucają mnie błotem. Akurat w tak świętej chwili jak ta. Sprawiają, że zaczynam płakać pierwszy raz od tygodni. Chowam się pod kołdrą z nadzieją, że się uduszę albo utopię we łzach. Takiej okazji nie mogę stracić. Jeśli czuję, że dziś mogę malować muszę to wykorzystać. Ale nikt nie rozumie. I tylko atakują, i mają pretensje, przewracają oczami i mieszają mi w sercu. Przecież jestem taka niewinna, zawsze chcę dobrze. Nawet w malowaniu mi przeszkadzają. Potrafią wnieść swój brud do czegoś tak intymnego i niepowtarzalnego.
Nienawidzę ich, każdego z osobna.
Chcialam tylko pooddychać. Odetchnąć odrobinę.