Przemierzam świat po omacku. Przechadzam się ulicami z zamkniętymi oczami. Nie patrzę i nie chcę zbierać spojrzeń. Uwielbiam obserwować ludzi, ale zaprzestaję tego, by nie narażać siebie, marnej imitacji osoby, na niepotrzebne zwrócenie uwagi nieznajomego. Chodzę szybko, niemalże biegnę. Szybko, szybko, uciekaj. Nie daj się złapać obcym oczom. Nie czuj tego zimnego, glassy-eyed.
Przystaję na chwilę. Zatrzymuję się. Stoję przed witryną sklepową - zauważam. Mogłabym przysiąc, że przed chwilą to był człowiek inny, że to nie bylam ja. A jednak te oczy należą do mnie. Ręce moje, nogi też. To są moje buty. Te wszystkie emocje należą do mnie. Wszystkie moje emocje odbijają się w ludziach, jak moje ciało w tej szybie. Jestem otoczona lustrami, o których wiem tylko ja. Tylko ja czuję to wszechobecne obrzydzenie, spadające na mnie. Niechęć do mojej osoby przeszywa duszę na wskroś. Czułam, jak wszystko się oddalało, a tak naprawdę oddalałam się ja. Ja przestałam mówić. Ja przestałam patrzeć. Ja przestałam zauważać. Ja przestałam odychać. Dla samej siebie. Zastanawiam się, dlaczego patryk każe mi przestać zbierać kamienie. Zastanawiam się, dlaczego patryk mówi, przestań rzucać kamieniami, zbuduj zamek. Więc zbijam wszystkie te lustra, mimo że mam pokaleczone dlonie. Podnoszę wrok, lecz przede mną nie ma już nikogo.