W sumie to chwytam się swoich desperackich pomysłów jak tonący brzytwy, bo czasami mam wrażenie, że już nie ma wyjścia z moich problemów. Nigdy nie dociera do mnie, że na pewne rzeczy trzeba poczekać, a pewnym problemów nie da się rozwiązać ot na pstryknięcie palcami. Też trzeba czasu. Parę dni temu się zainspirowałam i zobaczyłam ogłoszenie, że istnieje coś takiego jak skupy książek, więc postanowiłam zadziałać i posprzątać w moim życiu chociaż tyle. Ciekawa jestem tylko czy to rzeczywiście działa, tak jak ładnie o tym piszą. Moja praca, którą swoją drogą mam od miesiąca i nie jest taka najgorsza mnie jednak nie satysfakcjonuje pod względem ekonomicznym i nie ukrywam, że zaczęłam szukać czegoś innego. No i wczoraj wysłałam kilka do kilkunastu ''sybi'', a dzisiaj dostałam telefon, no i w czwartek mam rozmowę. To mogłoby być całkiem w porządku, biorąc pod uwagę parę spraw: 15 minut zajmuje mi dojazd do potencjalnie nowego miejsca pracy; w obecnym, nie ukrywam, mam umowę zlecenie i 15 złotych brutto, a nie jest to szał - tam dostanę 20 z umową o pracę. W obu przypadkach jest premia od sprzedaży (branża ta sama - konkurencyjne firmy) + w potencjalnie nowej posiadają system trzynastek. Więc zasada prosta, jeśli mogłabym zmienić pracę, to bym to zrobiła. A jutro chyba tam pojadę i troszkę ''obadam'' teren. A poza tym szukam dodatkowego sposobu na zarobek, choć to też nie należy do łatwych, jeśli mam zachować te swoje resztki godności. Chyba zaczynam trochę widzieć sens w życiu i szukam sobie zajęcia poza koczowaniem typu praca-dom. Razem ze współlokatorką zaczynam chodzić na rolki, mimo że nie umiem na nich jeździć, to będzie robiła wszystko co w jej mocy, żeby mnie nauczyć, a później będzie już z górki. No ale oprócz tego myślę o jakichś zajęciach sportowych na siłowni, tak jak kiedyś, typu zumba, indoor cycling albo po prostu zajęcia na siłowni z personalnym. Mocno nad tym myślę i zbieram informację, bo póki co nie miałam okazji we Wrocławiu odwiedzać takich miejsc. Ba, myślałam nawet o pool dance, ale z moimi kompleksami raczej nie przejdzie. Zapisałam się na studia, choć nie wiem czy to dobry pomysł, biorąc pod uwagę moją sytuację finansową, zwłaszcza, że kierunek jest kosztowny, a do tego jednolity, ale nie mam po prostu innego pola manewru, jeśli chce studiować to co naprawdę lubię. Próbuję znaleźć jakoś spokój ducha i nawet czasami mi wychodzi. Czasami jednak mam wrażenie, że wariuję. Nie śpię trzecią noc i nie gaszę światła, bo wpadam w panikę, a serce łomocze jak oszalałe. No i trochę odespałam w dzień, bo do pracy idę dopiero w środę. Jutro moja ukochana mama ma urodziny i plusem jest na chwilę obecną to, że mieszkamy na odległość i to dużą, przynajmniej nie widzi mnie i moich problemów. I mam dla niej - tak myślę - prezent idealny, nad którym myślałam już od 2 miesięcy i wszędzie się rozglądałam, szukałam i zbierałam opinię i chyba jest. Mam nadzieję, że będzie zadowolona. Myślę, że raczej na pewno. Poza tym strasznie przytyłam i muszę zacząć się ruszać, bo kurczę, w końcu zaczynam widzieć w sobie kroplę atrakcyjności i kobiecości, tylko wystarczy to poprawić. Jestem po prostu pod wrażeniem jak co niektórzy na mnie patrzą i nie dowierzam, że sama w siebie do tej pory nie wierzyłam, choć nie miałam jakiegoś strasznego problemu w relacjach z ludźmi. Wierzę mocno w to, że na rozmowie zrobię świetne wrażenie na potencjalnym pracodawcy, bo jestem mega na to nakręcona, a ostatnia rozmowa poszła mi świetnie, więc dlaczego ta miałaby tak nie pójść? Przestaję się bać ludzi, umiem z nimi rozmawiać, umiem w końcu pokazać jaka jestem. Umiem pokazać swoje mocne strony. Paradoksalnie, jak na mój stan psychiczny, którego nikt się nie domyśli, bo niby jak? Od 5 tygodni nie przyjmuję żadnego psychotropu. Niedługo wybieram się na wizytę kontrolną i mam nadzieję, że usłyszę, że to koniec, choć chcę się poradzić w sprawie psychologa. I poza tym jest względnie okej, na dniach planuję oddać też krew. Lubię to robić, mimo, że nie zawsze czuję się przy tym dobrze (ze względu na zmiany ciśnienia, ale też jestem po dwóch transfuzjach), to mam świadomość, że komuś pomagam i to mnie napędza. Gdy miałam wypadek i potrzebowałam pilnie krwi kilka osób mi ją oddało, dobrowolnie i były to zupełnie obce mi osoby. I to mnie napędziło, bo od dziecka uwielbiam pomagac, a to dało dodatkową motywację i może nam się wydawać, że to nic takiego, 15 minut zaciskania piłeczki, jedno badanie, czekolada i do domu, ale stałam też po tej drugiej stronie, gdy byłam potrzebująca i - nie - to nie tylko zaciskanie piłeczki. To danie komuś życia, niejednokrotnie. Choć nie zawsze to do nas dociera. A poza tym ( nie wiem czy już o tym pisałam) ale muszę obciąć swoje biedne włosy, bo eksperymenty je zniszczyły i niestety będą ekstremalnie krótkie, ale mam nauczkę, że już więcej sobie tego nie zrobię i koniec z eksperymentami i szalonymi kolorami, stawiam na stonowane i naturalne kolory, głównie ze względu na pracę, choć wiem, że nikomu to nie przeszkadza, a czasami wręcz przeciwnie - fajnie jak klienci się zachwycają zielonowłosą panią. Poza tym (choć nie wiem jak teraz) planowałam jechać w sierpniu na tydzień do rodziców, bo na tydzień też oni będą w Polsce, ale nie wiem jak będzie, jeśli dostanę nową pracę. No, zobaczymy! Oby wszystko jakoś poszło i myślę, ze jak będzie względnie to za parę dni się odezwę i przepraszam za kolejny chaotyczny wpis, ale tak już mam. Jakie życie takie wpisy. Poza tym łaknę ludzi i ich obecności, więc jakby ktoś chciał przytulasa, to zapraszam, ciepłe ręce czekają.