Ten koń jest fantastyczny i moje uwielbienie do niego osiąga apogeum, chociaż prawie udało mu się dzisiaj mnie pozbyć.
Żeby nie było za pięknie to konia mego bolą plecy. Bolą bo siodło.:(
A mówiłam już tyle razy, że w klacie mi koń się zrobił duży i to siodło pasuje jak pięść do nosa...
Siedziałam i ryczałam, bo konia boli, bo zawody, bo treningi, bo nie wiem co robić.
Był wet, pomacał i koń będzie żyć, ale na zawody nie jedziemy znowu... No i trochę wyniesie leczenie tego na pewno.
Kobyła ma zatem tydzień SPA i zamiast pracować ma lonże stęp-galop na chambonie, masaże, padoki i karuzelę.
Ona pewnie jest zachwycona. Ja trochę mniej.
Ale przynajmniej poprawimy reagowanie na lonży bo w końcu będzie na to mnóstwo czasu.
Siodło zmienione na brzydkiego Kieffera, którego mimo jego brzydoty kocham nad życie. Przetestowałam je sobie dzisiaj na Miśku i siedzi mi się mega fajnie. Już wcześniej próbowałam na swojej na nim jeździć i też wspominam przyjemnie, więc nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło... Szkoda tylko, że kosztem cierpienia zwierza.:(
No ale obecne leży jakby było na niej szyte po prostu.
Trzymajcie kciuki, żeby było już wszystko dobrze i babeczka moja wróciła szybko do zdrowia!