Narazie jezusowe.
Codziennie zadaję sobie w głowie tysiąc pytań.
Coraz mniej z dnia na dzień. Filtruję to wszytko. Odrzucam jeśli nic się nie da zrobić. Sama się tym dręczę tak naprawdę. Bez sensu. To jest chyba dorosłe życie. Konkrety sie liczą. Szczególnie tu, w Warszawie. Konkret. Jak nie to do widzenia. Szkoda czasu.
Nie będę dociekać ani nawet podpytywać. Odwrotny efekt uzyskam przecież. To już wiem. Niech będzie jak jest. Ja czekam. Ode mnie nic więcej. Zawsze jestem w stanie porozmawiać. To ja się zawsze dopraszałam! Nie odwracam się. Teraz będę czekać. I wyjaśnianie tez niczego nie da. Kurcze. Nie jesteśmy dzieciakami... Albo ja nie jestem po prostu i męczy mnie strasznie takie zbędne powielanie i drążenie. Głupie. I udawać tez nie będę. O!
Najpierw był Poznań. Wszystko spontanicznie na szybko i bez przygotowania. Tak naprawdę wstałam, wrzuciłam do torby co miałam pod ręką, wzięłam prysznic i wyszłam. Wróciłam sie jeszcze po śpiwór, a wszystko zajęło mi koło 20 min. Nie znoszę tego, ale... Tak jakoś wyszło. Nie wiedziałam nic. Nie znałam godziny, planu. Pewnie go nie było nawet. Nie miałam wpływu.
Śliczny Poznań. Spacery po starówce skończyły się zdewastowaniem tablicy. Trochę zamieszania, strachu i przede wszytkim śmiech. Niekończące się opowiastki co mogłoby się wydarzyć. Podejrzane spojrzenia strażników miejskich. Tak na prawdę nie wiedzieliśmy jak się zachować. Stchórzylismy.
Yo-Landi w złotej kurtale, później w majtkach aaaaaaaaaa Joooolandi<3 mutnat mały:)
Mocno. Dziwne to nagłosnienie. W sumie do teraz nie wiem czy sprzęt nie podołał basom czy to zamierzony zabieg był. Dzwięk przechodził przez ciało. Nie było mnie. Byłam tym dzwiekiem. Nie dochodził do uszu. Był po prostu wszędzie. Przenikał. Stłumiony, miękki i kulisty bas. Dawno tak głośno nie krzyczałam, dawno nie skakałam z całych sił. Jak na Pendulum dwa lata temu. Byłam sama. Ale to razczej przyjemne. To przeżywanie wewnętrzne.
Potem tylko do lasu, kiełbaski, pieczone jabłko, wino i kwestie sporne. Edukacja ze szkolnictwem. Lekcje historii. Co złe a co dobre. Udowadnianie ulubione. Miło. To takie pocieszne. Dyskusje tego typu muszą kończyć się wybuchem śmiechu.
Poranny gość zafundował nam kawałeczek swojego życia prywatnego. Labrador aportował dopraszając się o więcej.
Kierunek Berlin!
Przestrzeń, spokój, jakiś taki oczywisty ład. Wszystko płynęło. Ludzi jakby nie było. Nic poza architektura otaczająca nie absorbowało uwagi. Resztki muru, Alexanderplatz i zakupy w niemieckim supermarkecie. Słodycze, napoje w szklanych zwrotnych butelkach. Same smakołyki. Nie przegapiłam nawet wursta mit Pommes Frites. Zachód, zachód... Tak lekko jakoś.
A o żuleniu się Polaków w centrum już chyba wszyscy wiedzą. Wstyd, ale co możemy zrobić? Obrzydzenie i jakby pretensje się we mnie kłębiły. Tak na prawdę są super zakompleksieni. Chwalą się, że robia interesy na butelkach zwrotnych. Odkrywcze. Jacy do przodu wszyscy byli. Biznes życia-GRATULUJĘ! To takie słabe...
Czwarta? seriooooo?
Żyję Przemyślem. Mam mnóstwo do nadrobienia. Wiem, że to bedzie pierwszy normalny przyjazd odkąd jestm tu. Myślałam o Oleszycach, ale co poradzę. Nie chcę mieć z tym bagnem nic wspólnego. Szkoda, bo ładny line-up. No i festiwalowy bezcenny klimat. Muzyka, słońce i piwo.
Nie wiem czy wieźć coś czy nie wieźć. W sumie to z myślą o Kami jesli już. Ale kompletnie nie potrzebuje i nie mysle nawet. Przechodzi przeze mnie jak powietrze. Duża juz jestem:) o taaaaka! I poradzę sobie z tym. Tak na prawde tego juz nie ma. Od chwili pod dworcem w Rzeszowie. To uczucie. Przez sekundę jakieś niedobitki , które tak na prawdę były jednym wielkim oszustwem. Ile można kłamać? Jak wiele osób można pakować w takie kłamstwa i w końcu może dla każdego przygotowana jest inna wersja, będaca faktycznie prawdą z serca. Bo serce jest głupie strasznie. Nie można go słuchać. Jest na to czas w życiu. Dla mnie minął bezpowrotnie. Może i złe te decyzje podejmowane przez ostatni rok, dwa. Mam za to swój mały skarb. Zbitek tych wszystkich niewypałów, na który spoglądam z bezpiecznej odległości. Lepiej nie podchodzić za blisko, żeby nie skusić się przypadkiem. Żeby się nie poddać. Ile można się oszukiwać. Wszystko potrafiłam sobie wytłumaczyć. Każde wyzwisko, poniewieranie. Czekałam na te spojrzenia. Ten usmiech był na wagę złota dla mnie. Wszystko się we mnie grzało. Taka zabawa cudzymi marzeniami. Wabienie. Jestem mistrzynią w nabieraniu się na czułe słówka. Może i były szczere. Nie obchodzi mnie to właściwie. Ważne jaki był cel. Co do tego nie mam wątpliwości. Wysysanie resztek mojej nadzieji na coś wielkiego i pieknego.
Mam ochotę rozwalić sobie głowe o ścianę. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Ten pełen politowania oczywiście, dla samej siebie niestety. Jeszcze przyjdzie czas. Jakoś mnie to niedotyczy. Nie obchodzi ani nie ciagnie. faszeruję się piosenkami o miłości. Dotarło to do mnie w drodze. Podłączylismy mój tel. Moja muzykę serwowałam. Każda była o miłości. I dobrze. Piosenki mi wystarczą. Nie przekłada się to zupełnie. Nie przekłada na to moje życie.
Trochę Brodki, a to za sprawą mojej wspaniałej bluzy-burgund, która doczekała się wzoru. Miał być góralski i jakby się uparł to i może... To wyjdzie z czasem. Zaprasowałam. Muszę jeszcze tylko wyprać i bardzo jestem zadowolona. Nareszcie.
Chcę stopkę do maszyny. Zdążyłabym już nabrać wprawy przez ten rok. Stracony rok, na kłamstwa i szarpanie. Hhahhaha walkę o coś prawdziwego. Jak? Jak miało być szczere. Sama w tym byłam. Śmieszne. NIc poza tym.
Nie będę już wyliczała ile straciłam. Odrzuciłam wszytko dla wyższej sprawy. Pudło Ania. Uśmiech i do przodu.
A do spania odrobina wina i Wiz Khalifa się przypałętał od Mateusza.
Jak ja w gim:)) Ten klimat nieodzowny.
Dzień dobry.
Może teraz do Istambułu?
Porada od Kanye'go, co zrobić ze zszarganą miłością.
What do you do when love turn to hate?
Gotta saparate from this fuckin' fakes!
Słoneczniki...
Użytkownik anca91
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.