O sobie: Często podejmuję nieprzemyślane decyzję, nie raz chciałabym cofnąć czas, uczę się na błędach, których w ostatnich miesiącach nazbierało się dużo, uwielbiam rozpamiętywać stare czasy-'grzebać we wspomnieniach',
niszczę wszystko, czego się dotknę. Ranie najbliższych. Tracę ich. ‘Wkładam słowa w usta’. Kiedy nie trzeba jestem chamska. Psuję najwspanialszą chwilę. Niszczę ładne pożegnanie. Zaczynam kłótnie. Wciąż wałkuje ten sam temat. Nie potrafię się cieszyć i docenić z tego, co mam. Zawsze chcę więcej, więcej niż ktokolwiek mógłby mi dać. Nie potrafię docenić wartości, niektórych słów. Nie odróżniam dobra od zła. Mówisz do mnie, wylatuje drugim uchem. Nienawidzę na kogoś czekać, a sama zawsze się spóźniam. Mówię jedno, robię drugie. Cały czas nalegam, zrób to, zrób tamto. Wypominam, co nie powinnam wypominać.
Mówię za dużo, więcej niż powinnam. A przecież nic nie kosztuje mnie pomyślenie dwa razy czy aby na pewno chcę to zrobić, powiedzieć, zranić. Za dużo rozmyślam, a wtedy w mojej głowie jest masę pytań, dziwnych sytuacji, widzę tylko te obrazy, sceny. Wspomnienia. I żałuję, że nie postąpiłam inaczej, że nie nauczyli mnie pokory, powinnam ugryźć się w język, przymknąć a nie ‘rozpalać’ kłótnie. Jestem ironiczna. Lubię płakać, a czasami karcę się złymi obrazami z przeszłości. Powinnam o nich zapomnieć, ale ja na nowo wciąż odkopuje stare rany. Cóż za emocjonalny masochizm? I nie potrafię się zmienić, ani przyznać do błędu wtedy, kiedy powinnam. Zwalam winę na innych, bo przecież ja nic nie zrobiłam. A z biegiem czasu, czytając pewne listy, wiadomości uzmysławiam sobie, że to ja do tego doprowadziłam.
A końcem końców to ja sama nie do końca wiem czego chcę.