Świat przemyka ci przez palce. Zamykasz się w własnej klatce kolorów, smaków i dźwięków. Odgradzasz od rzeczywistości twardym murem. Tak bardzo pragniesz normalności i tak bardzo od niej uciekasz. W twoim świecie nie liczy się czas, on przestał istnieć już dawno. Dzień jest nocą, noc dniem, miesiąc jest rokiem, rok miesiącem. Zawieszasz się w pustce tak głębokiej, że nikt nie jest już w stanie cię z niej wyciągnąć. Nie wiesz dlaczego tak się dzieje? Ja wiem. I patrzę na twą destrukcję, powolne wygaszanie i zanik człowieczeństwa, rozkoszując się zapachem obłędu. Możesz drapać ściany, możesz płakać, możesz krzyczeć, możesz siedzieć na podłodze i wpatrywać się we mnie tak jak wpatrujesz teraz, a ja zawsze będę obok. Zawsze będę po to by zepchnąć cię jeszcze niżej, gdy spadniesz już na samo dno. - Przeczesał włosy i uśmiechnął się. - Kim jestem? Jestem twoim Lękiem.
Odpieprzam. Trzy miesiące przeżyłam bez doła. I nie wiem co dalej. Z każdym dniem jest gorzej. Nie mam depresji, jesli znów ktoś postanowi tak stwierdzić. Przeradzam skłonności, tak, ale na pewno jej nie mam - wychodzę do ludzi, śmieję się, żartuje, uśmiecham, czerpię przyjemność z tak prostych rzeczy jak koncert czy to, że za oknem znów świeci słońce, że jest ciepło, że idzie wiosna, że są ze mną ludzie, na których zależy mi najbardziej. Jednak czasem mam ochotę rzucić wszystko w cholerę i przewegetować jakiś okres czasu. Nie długo, poprostu zaszyć się i pomyśleć. Może to coś by dało? Ale nie mogę, jestem dzieckiem, muszę chodzić do szkoły, nie mam kasy, nie mam gdzie się ukryć. Muszę funkcjonować, bo tego ode mnie wymagają.
Ostatnio rzadko piszę. W ogóle nie piszę. Nie mam nawet pół pomysłu na cokolwiek. Jest jedno opowiadanie, dwa, które napierają mi na głowę i nie mogę się od nich odpędzić. Ale boję się, że to co chcę w nich zawrzeć jest zbyt ambitne, nie podołam. Piszę, piszę nieźle, tak mi się przynajmniej wydaje, ale boję się że nie na tyle nieźle by tego nie spaprać. To takie irytujące uczucie, bo wiem, że to mogłoby być dobre. Mogłoby być świetne. Mogłoby być najlepszą rzeczą jaką w życiu napisałam. I boję się napisać, bo nie chcę spieprzyć. To byłby koniec.
Czasami wolę być zupełnie sam
Niezdarnie tańczyć na granicy zła
I nawet stoczyć się na samo dno
Czasami wolę to niż czułość waszych obcych rąk
Posiadam wiarę w niemożliwą moc
Potrafię jeśli chcę rozświetlić mrok
Mogę poruszyć was na kilka chwil
Tylko zrozumcie kiedy zechcę znowu z sobą być
Na pewno czułeś kiedyś wielki strach
Że oto mija twój najlepszy czas
Bezradność zniosła cię na drugi plan
Czekanie sprawia że gorzknieje cała słodycz w nas
Ogromny zgrzyt znieczula nas na szept
Tak trudno znaleźć drogę w ciepły sen
Słowa zlewają się w fałszywy ton
Gdy nadwrażliwość jest jak bilet w jedną stronę stąd
Okłamali mnie z nadzieją że
Uwierzyłem i przestanę chcieć
Muszę leczyć się na ból i strach
Gdzie jest człowiek który z siebie sam pokaże mi jak
Kto pokaże mi jak?
Potrzebuję kogoś, kto bez względu na konsekwencje brutalnie albo mniej brutalnie podniesie do pionu.