...tamtych dni!
Wczoraj zaginałam czasoprzestrzeń. No prawie. Nie dość, że zerwałam się o godzinie 7 (a miała być 6.30, tylko budzik mnie nie obudził.. :<), cztery godziny robiłam zadania z matematyki, a potem się dopiero zaczął bieg. W viągu jakiś może 10 minut zawędrowałam z jednego świata do drugiego - z Teatru Wielkiego i "Ziemii Obiecanej" na koncert Kuśki Brothers. Ładnie? Ładnie. :) Nawet zdąrzyłam się ekspresowo przebrać w toalecie. Balet - świetnie, koncert - miliard razy lepiej. Z każdym ich występem coraz bardziej rozumiem dlaczego na nich chodzę. Cukru Pudru! Niech się kawały powtarzają, ale witanie Grudziądza i Nirvana nigdy, nigdy, nigdy mi się nie znudzi. :)
Jutro poniedziałek. Ogarnia mnie absolutny mamtowdupizm. Mam ochotę pierdolić jutro szkołę i właśnie chyba to zrobię. Zobaczę rano.
A teraz oglądam X-Factor i jak zwykle zacieszam z Czesława. Gość jest po prostu przeuroczy, do zakochania i zgwałcenia :D Uwielbiam.