Jednak ciężko było znaleźć jakieś życiowe zdjęcie z osiemnastki, tymbardziej, gdy te najlepsze jakiś zły ćwok usunął z Natanowego aparatu :< (Jak się dowiem to nogi z dupska powyrywam i zrobię sobie sanki!) Ale impreza udana, udana, szkoda, że jeszcze nie odespałam, bo całą sobotę szansy biednemu człekowi nie dali, a w niedzielę zbudzona Tokio Hotel od sąsiadów z dołu... Pozostawmy to bez komentarza.
Zacznijmy od tego, że skończyły się ferię, dziś dotarłam do szkoły edwo żywa i to że w ogóle się tam ruszyć postanowiłam było największym błędem... Stan podgorączkowy, zawalone zatoki, kaszel i gardło tak bolące jakby ktoś mi je grabiamy rozorał. Pomijam fakt, że czuję, że chyba głos stracę... Nie uśmiecha mi się wizja chorowania, siedzenia w domu i na dobry początek semestru robienia sobie zaległości. Ja nie wiem, kurna.
Dobrze, Anas nie ma urojeń, to co zauważyła było prawdą i.. fuck, fuck, ooo fuck! Mam już z lekka dość. Bo ja już nie rozumiem, nie próbuję zrozumieć i nie chcę zrozumieć pewnych rzeczy. Ahah, jakaż ja głupia jestem mimo wszystko.
Idę spać, znów skoczyła mi temperatura.. :/Love, love, aż sobie w łeb tylko strzelić.. Jeśli jutro nie pojawię się w szkole, a tak zapewne się stanie, to możecie przyjechać w odwiedziny i mi rosołek ugotować...