NIE BĘDZIE O SKOKACH ANI O F1 - bo zawsze jak długie, to było o tym, więc uprzejmie uprzedzam :P.
Prosiłam, żeby 2014 rok był dobrym, poukładanym rokiem. I wiecie co dostałam? Słodko-gorzko połączenie. Najlepszy, a zarazem najgorszy rok w moim życiu. A przede wszystkim rok, który wiele mnie nauczył. Niezwykle wiele.
Wróciłam do utęsknionego Londynu, byłam we Francji, poznałam wspaniałych ludzi, z którymi zarówno mogłam spędzić najszczęśliwsze momenty, niezapomniane (powiedzmy :P) imprezy, a z drugiej strony wypłakać wszystko co mnie gryzie na ich ramieniu.
Dlaczego podsumowanie już teraz? Bo tamtegoroczny okres świąteczny dał mi największego kopa w tyłek. Zburzył mi mój cały poukładany dotychczas świat. Nudna i spokojna egzystencja Angie zmieniła się o 360 stopni. Największa rzecz, jaką wyniosłam z tego roku? NIE MOŻNA W ŻYCIU WSZYSTKIEGO ZAPLANOWAĆ. Choćbyśmy nie wiadomo jak chcieli, kiedy wtargnie jeden nieprzewidywany huragan, żadna siła go nie powstrzyma. A on zniszczy wszystko co mu stoi na drodze. I nic już nie będzie takie samo. Tym bardziej jest to trudne dla osobnika mojego pokroju z życiem szczegółowo zaplanowanym na najbliższe 20 lat. A tu co? A tu chichot losu. Przyszedł ktoś, kto mi to wszystko poprzestawiał. I jedyne co potrafiłam zrobić to opuścić ręcę i krzyczeć z bezsilności, kto tego idiotę wpuścił w bramy mojego serca. I kurde, muszę przyznać, że niezwykle podziwiam, jak ktoś nieświadomie może mieć tak ogromny wpływ na życie drugiej osoby.
Ale wiecie co? Nie żałuje, że ten pan huragan wtargnął do mojego świata. Bolało, boli i jeszcze troszkę poboli. Wiem jedno - wiatr z biegiem czasu słabnie, a później znika całkowicie. Zazwyczaj w takich chwilach otwieramy oczy, najpierw ciężko jest się pozbierać, ale im więcej czasu mija, tym więcej zaczynamy doceniać. Jestem mu wdzięczna - bo pokazał mi co tak naprawdę w życiu jest dla mnie ważne, co jest wartościowe, na czym mi zależy. I mimo, że nawałnica jeszcze nie dobiegła końca, że jeszcze pewnie trochę czasu będę musiała zaciskać zęby, będę miała przed sobą trochę kryzysów, nie mam mu tego za złe. Dziękuję mu, że jest człowiekiem, który zostawił trwały ślad w moim sercu - choć w większości łącze z nim bolesne wspomnienia, dzisiaj potrafię z nich wyciągnać, to co najlepsze, to co ma mi pomóc w tym pokręconym świecie. Najwyższa pora ostatecznie pozbierać gruzy po nawałnicy i zacząć budować wszystko od nowa, z głową podniesioną do góry. I powtarzam raz jeszcze - NIE MOŻNA W ŻYCIU WSZYSTKIEGO ZAPLANOWAĆ!
I tu nie ochodzi o to, żeby teraz nic nie robić i czekać na to co przyniesie los. Nie zamierzam osiąść na laurach, będę ciężko pracować, żeby osiągnać to, co czyni mnie, i nie tylko mnie, szczęśliwą. Po prostu wiem, że kiedy coś pójdzie nie tak, nie mogę się poddać, bo życie uwielbia rzucać kłody pod nogi, a tkwieniem w miejscu niczego nie zdziałam - w czym też dotkliwie uświadomił mnie ten rok.
Kiedy patrzę na siebie rok temu, a siebie teraz, widzę dwie różne osoby. I wreszcie mogę powiedzieć, że całkiem mi z tym dobrze. Czuję się w wielu kwestiach znacznie dojrzalsza, równie wiele jeszcze muszę zmienić. Od września będę oficjalnie pełnoletnia, ale tylko oficjalnie. Myślę, że mam przed sobą jeszcze wiele nauki, żeby odczuć tę dorosłość mentalnie.
2015 roku - czeka nas dużo pracy ;-)!
Dziękuję wszystkim, którzy znosili moje humorki, a także z którymi spędziłam wieeele radosnych chwil. Nie wszyscy są na zdjęciach, ale wiem, że nie muszę was wymieniać, jesteście moimi gwiazdeczkami i bardzo was kocham! :*
Życzę wszystkim wesołych świąt, w rodzinnej atmosferze, jak najwięcej uśmiechu i optymizmu - bez tego ani rusz!
Jeśli ktokolwiek to przeczytał - mam nadzieję, że chociaż trochę dałam wam do myślenia! Nie poddawajcie się, NIGDY - zza chmury zawsze wyjdzie Słońce!