Niby słyszałam przekręcany w zamku klucz. Niby powinnam zareagować. Niby... Całe moje życie jest na niby... Wsadziłam sobie do buzi kolejną gigantyczną porcję popcornu z lodami czekoladowymi. Tak od trzech dni wyglądała moja egzystencja. Nie ! Zapomniałabym dodać najważnieszego ! Nie codziennie siedziałam na kanapie w Sandrowym salonie. Czasmi zamieniałam ją na tą na tarasie, dziś ze względu na to że cały dzień lało jak z cebra, ta opcja odpadała , albo na kuchnię, sypialnię... Pełna rozmaitość !
- Cortez ?!- usłyszałam pełny zdziwienia głos opalonej Sandry stojącej w progu. - Matko boska ! Caroline ! Co się stało ?! - podbiegła do mnie na niebotycznych obcasach. Wzruszyłam ramionami. Mogła się wystraszyć, przyznaję. Podejrzewam, że sama bym się wystraszyła, gdybym zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Kucnęła przy mnie, wyrywając mi moją najukochańszą drewnianą miskę. - Dlaczego Twoje walizki nie są spakowane ?!- jęknęła wycierając mi buzię papierowym ręcznikiem. - Przecież jutro lecisz do Monachium !
- Nie jadę. Nie mam potrzeby wyjeżdżać. Neymar wyjeżdża. Rafinha wyjeżdża.- wybauszyła oczy- Barcelona jest czysta- oznajmiłam patrząc bezsensownie w przesztrzeń. Wcale w oczach nie zbierały mi się łzy. Wcale.
- Kochasz ...- chciała dokończyć, ale zmiażdzyłam ją wzrokiem. Odpuściła. Wstała przeczesując dłonią swoje falowane włosy. Zastanawiała się jaki alarm podnieść. Byłam pewna. Dzwonić do Maite ? Loreny ? Czy może od razu do Julii ? Zwołać je wszystkie na raz ?! - Jedna wychodzi na prostą, druga spada w otchłań... Będzie czas, że nie trzeba będzie żadnej z nas ratować dupy ... ?!- mamrotała pod nosem. Zignorowałam ją totalnie. Wsparła się pod boki patrząc na moją żałosną osobę. - Dobra ! Ty doprowadziłaś mnie do stanu używalności, teraz moja kolej ! Pod prysznic ! - zaczęłam burczeć pod nosem- Nie powtórzę drugi raz !
- San nie rozumiesz, że ja po prostu muszę ich odchorować ?!
- Rozumiem i już dość. Nie odezwałaś się od trzech dni. Zgadłam, że właśnie do tego czasu zalegasz na kanapie ?! - popatrzyła na mnie z rządzą mordu. Jako, że nie miałam żadnych argumentów posłusznie wstałam i poszłam do łazienki. Nim z niej wyszłam ( przysięgam, że nie trwało to wcale tak długo ! ) w salonie zebrał się sabat. Z Sandrą i Antonellą na czele. Noo tak, Antonella, przecież Julia była za daleko, a ktoś na Ziemię sprowadzić mnie musiał... Gdy je zobaczyłam cofnęłam się do łazienki. Chciałam uciec.
- Wracaj !- krzyknęła Anto. Westchnęłam. Weszłam do salonu.
- Co tam ?- uśmiechnęłam się sztucznie. Anto prychnęła.
- Caroline, co Ty wyprawiasz ?- westchnęła. - Dasz mu tak po prostu wyjechać ?
- A mam inne wyjście Anto ?!- spytałam z wyrzutem łamiącym się głosem. Argentynka spuściła wzrok. Podobnie jak reszta dziewczyn. - Zranił mnie... Mam Ci... Wam- popatrzyłam na nie wszystkie- przypomnieć jak mnie potraktował ? - wiedziały, że mam rację.
- Nie wmówisz mi, że nie jest dla Ciebie ważny... Caroline, na litość Boską to Twoja pierwsza miłość ! Najsilniejsze uczucie ! - jęknęła Maite. Maite team Neymar.
- A mi nie wmówisz, że od tak pozwolisz odejść najlepszemu przyjacielowi... - z drugiego obozu zaoponowała Sandra, miażdżąc wzrokiem przyjaciółkę. Westchnęłam teatralnie. - którego na dodatek kochasz... Nie po to walczyłaś, żeby teraz...- Sandra team Rafael.
- A może właśnie po to, co ? Żeby się przekonać... - wtrąciła Anto przyglądając mi się uważnie. Pokręciłam głową i przejechałam dłońmi po twarzy. Chciałam się w ten sposób pozbyć łez z oczu.
- Yhm..- przytaknęłam- Zrobiłam to po to żeby się przekonać, że nie było warto. Nie było...
Na tym dyskusja o moim jakże beznadziejnym położeniu się zakończyła.
Dziewczyny wyszły parę godzin później. Każda z nich na odchodne całowała mnie w policzek i patrzyła wzrokiem pełnym wsparcia. Naprawdę, aż tak go potrzebowałam ?! Gdy zrobiło się cicho i pusto usiadłam na sofie. Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je dłońmi. Ignorowałam współczujące spojrzenie Sandry. Odwróciłam wzrok, zaciskając mocno powieki. Znów sobie nie radzę. Tym razem, tak jak nigdy...
Było już naprawdę późno, ale ja nie poruszyłam się nawet centymetr. Sandra co przechodziła obok próbowała mnie zaczepiać, pocieszać, zagadać... cokolwiek. Nie działało. W końcu odpuściła. Usiadła obok z paczką chipsów i patrzyła przed siebie. Pierwszy raz zupełnie nie wiedziałam co mam zrobić ze swoim życiem. Po rozstaniu z Neyem wyjechałam do Stanów, gdy dowiedziałam się o uczuciu jakim darzył mnie Rafa zwiałam do Monachium, później do Stanów, gdy nie byłam pewna naszej przyszłości na Fuertaventurę, a teraz... nie miałam pojęcia. Chyba nie chciałam uciekać... Zawsze uciekałam od problemów, teraz problemy uciekły ode mnie...
Moje egzystencjalne rozmyślania zaburzył dzwonek do drzwi. Poczułam ukłucie w oklicy żeber. Spojrzałam z miną mordercy na autorkę tego ataku. Wzruszyła ramionami pakując sobie kolejną porcję słonych chipsów do buzi i zaczęła oscentacyjnie przeżuwać. Z wielką łaską wstałam. Rękawem przydużej bluzy starłam mokre policzki. Po drodze przystanęłam na milisekundę przy lustrze, poprawiłam włosy i upewniłam się, że nie mam rozmazanego na 'pandę' tuszu do rzęs. Bez większego entuzjazmu otworzyłam drzwi. Z wielkim zdziwieniem patrzyłam na osobę za nimi.
- Przepraszam- szepnął starając się złapać oddech. Chyba nie czekał na windę i biegł po schodach. Z włosów strumykami po twarzy spływały mu krople wody. Pozostałości po szalejącej na zewnątrz ulewie. - Przepraszam. - powtórzył- Za wszystko Cię przepraszam ! Kocham Cię ! - podszedł do mnie. Wpił się w moje usta składając na nich namiętny pocałunek.