Naprawdę długo włóczyłam się po mieście, byłam naprawdę wszędzie ! Koniec końców dobiłam do dzielnicy willowej na wzgórzach. Wpisałam kod do bramki i weszłam na podwórze. Zapukłam do jasnych dębowych drzwi. Nie musiałam długo czekać na gospodarza. Uśmiechnął się na mój widok i bez słów wpuścił mnie do środka. Stanęłam w holu, nie mając zamiaru wchodzenia dalej. Nie chciałam sobie bardziej komplikować życia. Napastnik popatrzył na mnie zdziwiony.
- Nie wejdziesz ?- zmrużył oczy. Pokiwałam głową.
- Nie... Chciałam Ci tylko podziękować, za to co dziś zrobiłeś. Dziękuję- uśmiechnęłam się wdzięcznie. Odwróciłam się na pięcie.
- Carrie ?- dawno nie zwracał się do mnie w ten sposób.
- Tak ?
- Nie masz za co, zrobiłbym dla Ciebie wszystko- speszyłam się. Uśmiechnęłam się lekko i wyszłam z domu piłkarza.
Resztę dnia i dobre pół nocy przegadałam z Julią. Potrzebowałam tego. I to bardzo. Ona zawsze wiedziała co ma powiedzieć, wiedziała jak sprowadzić mnie na ziemię. Tym razem, jednak niekoniecznie jej się udawało. Było ciężej niż zwykle. Spełnił się mój największy koszmar, najgorsze przypuszczenia. Wszyscy wiedzieli czego boję się najbardziej. Mówiłam to wielokrotnie nim związałam się z młodszym Alcantarą. I jak widać miałam czego się bać. Zapytacie czy nie mogłabym mu po prostu odpuścić... Mogłabym, pewnie że tak. Zarówno jemu jak i kiedyś Da Silvie. Tylko jest jedno pytanie, czy jest sens ciągnąć związek bez przyszłości ? Bo związek bez zaufania nie ma przyszłości. A ja Rafinhi nie ufałam, on także mi ani trochę... Myślałam, że rozwód w młodym wieku był dla mnie największą życiową porażką, myliłam się... Zaryzykowanie wieloletniej przyjaźni z człowiekiem bez którego nie wyobrażałam sobie życia dla paru miesięcy nieopisanej radości było moim największym błędem. Podejrzewam, że już nigdy większego nie popełnię, ale nie wypowiem tego na głos, by czasem nie robić wyzywania losowi.
Minęło parę dobrych tygodni zanim wróciłam do siebie... Nie źle, nie wróciłam. Uczyłam się z tym żyć. Codziennie otoczona przyjaciółmi, ludźmi którym mogłam zaufać. Ludźmi, których znałam całe życie. Nie wyobrażacie sobie nawet jak straszna jest świadomość, że jego już tam nie ma. Sam zrezygnował i myślę, że zrobił to dla mnie... Jakąś część jego miejsca w naszej, zuobożonej o wciąż odpoczywającą na wyspach Sandrę, paczce na nowo starał się wypełniać Neymar. Naprawdę się starał. Wspierał mnie. Znów czułam, że w tym jednym maluteńkim wyjątku mogę mu ufać. Biorąc rzecz generalnie nie ufałam mu ani trochę. Ale, że znów powtórzę, starał się, znów zaczęłam się śmiać. Uczyłam się nie wracać do wspomnień związanych z Rafą. Ignorowałam kręcących się wokół mnie dziennikarzy, unikałam meczów, jakichkolwiek kontaktów... Chociaż nie wiem, które z nas unikało ich bardziej. Ja czy On. Najważniejsze jest, to że znów pomału, pomalutku zaczęłam budować swoją przyjaźń z Neymarem. Mimo, że on nigdy nie wypełni pustki, którą zostawił po sobie drugi Brazylijczyk, bardzo się starał.
Siedzieliśmy na wzgórzu. W innym miejscu niż z Rafą. Tamto było tylko nasze. Teraz przestało istnieć. Zniknęło. Ale i tak było pięknie. Zapatrzyłam się na zachodzące na czerwono słońce podświetlające całe miasto. Mogłabym się w tym widoku zatracić, przysięgam !
- Caroline, słuchasz mnie w ogóle ?- potrząsnął moje ramię.
- Hm ?- ocknęłam się. Spojrzałam na niego. Uśmiechnął się blado.
- Znowu o nim rozmyślasz ?- popatrzył na mnie kątem oka. Zaśmiałam się sztucznie. Bardzo sztucznie.
- Nie, co Ty ! Zapatrzyłam się na zachód - wskazałam brodą na slońce pomału chowające się za horyzontem. - Możesz powtórzyć ?- uśmiechnęłam się słodko.
- Mówiłem, że wyjeżdżam.- popatrzył mi w oczy. Zamarłam. Jak to wyjeżdżał ?! Oczy miałam pewnie wielkości spodków.
- Jak to wyjeżdżasz ?!- spytałam niemal wyprana ze wszystkich emocji. Przyglądałam mu się uważnie.
- Guardiola chce mnie w Bayernie. - uśmiechnął się. Jak ja wcześniej zapatrzył się na miasto u naszych stóp- Chcę spróbować czegoś innego. Wykorzystać szansę... - skinęłam głową, mimo tego, że nie przyjmowałam jeszcze tej informacji do wiadomości. Miałam blokadę nie do przeskoczenia. Wspominałam, że wcześniej uśmiechnęłam się sztucznie ? To nie wiem jak nazwać uśmiech, którym odbarzyłam go w tej chwili.
- No jasne...- udałam radość.- Świetna wiadomość. Bardzo się cieszę- przytuliłam go, zaciskając mocno powieki.
- Pojedź ze mną !- wypalił nagle, gdy tkwiłam w jego ramionach. Odsunęłam się. Pokiwałam głową.- Caroline, nie masz nic do stracenia.- patrzył mi w oczy starając się mnie przekonać.
- Mam pracę...
- To nie jest argument, wiem że możesz w każdej chwili się przenieść w dowolne miejsce na świecie. Nie bój się...- zmienił ton na bardzo spokojny- ... Nie proponuję Ci związku. Nie karzę Ci do siebie wracać. Po prostu pojedź ze mną. Narazie na próbę, na jakiś czas. Spróbujmy. Tak po prostu... Jeśli Ci się nie spodoba wrócisz pierwszym samolotem. I obiecuję, że sam odwiozę Cię na lotnisko. - widział moją niepewność i przerażenie- Caroline, nigdy nie zrobiłbym Ci krzywdy. Nie musisz się bać. Naprawdę nie karzę Ci wkładać spowrotem pierścionka i obrączki, pojedźmy jako przyjaciele. Wydarzy się coś, super. Jeśli nie, to nic, będziemy się po prostu przyjaźnić. Obiecuję Ci- uśmiechnął się łobuzerkso. Złapał moją dłoń.
- Ale...- próbowałam zaoponować.
- Ok...- westchnął- zróbmy tak... Wylatuję we wtorek. Polecisz ze mną. Spotkasz się z Julią, Thiago, zwiedzimy miasto. Zrób sobie wakacje. Dwa tygodnie ze mną. Jeśli po tym czasie zdecydujesz, że chcesz wrócić pakujesz się i odwożę Cię na lotnisko. Co Ty na to ?- miażdżył mnie tymi kasztanowymi ślepiami. Westchnęłam i uśmiechnęłam się. - Zgoda ?- uniósł brew.
- Zastanowię się, ok ?- uśmiechnęłam się zalotnie. Naprawdę nie wiem czy ja i Neymar w jednym miejscu na dłużej to dobry pomysł. Wiem, że czuje do mnie wiecej niż ja do niego. A może ja też to czuje, ale boje się do tego przyznać ? Boje się, że to uczucie odżyje ? Nie wiem... Od miesiąca nie wiem zupełnie nic ! Ale nie powiem, że odwiedzenie w Monachium Alcantarów bardzo mi sie spodobało.
Neymar odwiózł mnie wieczorem pod mieszkanie Sandry, która raczej w najbliższym czasie nie zapowiada swojego powrotu.
- Zastanowisz się ?- zadziorny jest nie ma co... Takiego go pokochałam. Wrócił mój Ney...
- Obiecałam.- chciałam pocałować go w policzek na pożegnanie, ale przytrzymał moją twarz i to on mnie pocałował. W usta.
- Słodkich snów...- wyszeptał z pół zamkniętymi oczami.
- Dobranoc- odpowiedziałam analizując sytuację. Co właściwie do cholery przed chwilą się stało ?! To nie było przyjacielskie !
Weszłam do mieszkania. Ściągnęłam trampki, torebkę rzuciłam na blat kuchni i nalałam sobie soku z lodówki. Upiłam łyka, gdy zadzwonił mój telefon. Uśmiechnęłam się widząc zdjęcie dzwoniącego.
- Już się stęskniłeś ?- zaśmiałam się do słuchawki.
- Chcę mieć pewność, że jesteś bezpieczna- odpowiedział mi brazylijczyk. - Dziękuję za dzisiejszy dzień.- wzięłam szklankę do ręki i wyszłam na taras. Oparłam się o barierkę.
- Było bardzo miło- uśmiechnęłam się mimowolnie. - I obiecuję, że się zastanowię. Złożyłeś kuszącą propozycję...
- Zapomniałem już jak słodko wyglądasz, gdy podświadomie się uśmiechasz... Ostatni raz widziałem taki obrazek wiele lat temu...- zgłupiałam. Popatrzyłam w dół, gdzie o maskę samochodu oparty stał napastnik. Parsknęłam śmiechem.- Dobrej nocy...- mruknął.
- Dobranoc...