- To co się dzieje ?- wzięłam głęboki oddech.
- Nic. Muszę to ogarnąć... Uspokoić się.- uśmiechnęłam się blado. Ściągnęłam walizkę z łóżka i wyszłam z pokoju. Sandra dołączyła do mnie dopiero w holu.
- Nie zostawisz mu żadnej kartki ?- ściągnęła brwi. Miałam wrażenie, że sama sobie pluje w brodę za ten pomysł. Ale prawda jest taka, że po pierwsze pomysł był mój, po drugie nie ma takiej siły, która by mnie zmusiła o zrobienia czegoś na co nie mam ochoty.
- Wolę zadzwonić z lotniska. Tak będzie lepiej- przekonywałam nie tylko ją. - Możemy iść- uśmiechnęłam się. Brunetka skinęła głową. Nacisnęłam na klamkę i wyszłam omal nie zabijając się o stojącego przed drzwiami Marca.
- Marc ? Co Ty tu robisz ?- niemal jęknęłam. Dlaczego ? Nie, nie ze zdziwnienia. Ze starchu. Ze strachu o Sandrę. Obrońca nawet na mnie nie popatrzył. Wpatrywał się w stojącą za moimi plecami hiszpankę, która natomiast wpatrywała się w posadzkę. Wyprostowałam się przybierając bardziej agresywną postawę. Odrzchąknęłam znacząco. Udało się. Ogarnął się . Splotłam dłonie na piersiach. Spojrzałam na niego baaaarzdo wymownie.
- Jest Rafinha ?- spojrzał na mnie smutno. Jego głos był niemal błagalny.
- Na treningu- oznajmiłam nie siląc się na uprzejmość. Chyba zdziwiła go ta agresja z mojej strony. Ale tylko przez chwilę. Później przybrał postawę winnego. Każda cząstka jego ciała na to wskazywała.
- Enrique zarządził wolne. - mruknął patrząc na mnie znacząco tymi zielonymi oczyskami. Moja reakcja ? Podejrzewam, że bezcenna. Odwróciłam się do przyjaciółki. Wzruszyła ramionami. Skoro mają dziś wolne to gdzie jest Rafinha ? Bartra zauważył walizkę przy mojej nodze.- Caroline, wszystko w porządku ?- zmarszczył brwi. Wyraźnie się zdenerwował. Teraz Sandra zeszła na dalszy plan. Zagryzłam wargę.
- Jak chcesz, możesz na niego zaczekać w środku. - minęłam go zostawiając za sobą otwarte drzwi. - A ! Zapomniałabym gratuluję !- uśmiechnęłam się niezbyt szczerze. Co z tego, że Bartra jest moim przyjacielem skoro skrzywdził moją siostrę ? Zasępił się, powracając wzrokiem na swoją byłą dziewczynę, która wreszcie zdecydowała się zrobić jakiś ruch. Złapał ją mocno za przedramię. Wyrwała mu się. Nie byłam sobie nawet w stanie wyobrazić jak straszne to musiało być dla Sandry.
- Wybacz, ale ja nie będę Ci nieszczerze gratulować... - syknęła, starając ukryć się gulę w gardle i wydobywające się z oczu łzy. Wrzuciłam swoje rzeczy na tylne siedzenie. Sandra im bardziej oddalała się od obrońcy tym bardziej płakała. Wyciągnęła do mnie rękę z kluczykami z niemą prośbą o prowadzenie. Skinęłam głową. Jeszcze raz zwróciłam się do stojącego na ganku obrońcy.
- Caroline, co Ty wyprawiasz ? Dziewczyny ! - zawołał, ale zamknęłam drzwi i odjechałam z posesji mojego chłopaka.
Ciszę w samochodzie przerywało tylko szlochanie Sandry. Naprawdę musiałam pilnować się żeby również się nie rozryczeć. Teraz pewnie myślisz sobie "Matko Boska co za kretynki !"
I pewnie masz częściową rację. Ale zadaj sobie pytanie. Czy znalazłaś się kiedyś w podobnej sytuacji ? Ryzykowałaś kiedyś tak jak my ? Stanęłaś kiedyś przed takim wyborem ? Nie ? To nie masz prawa nas osądzać.
- Będzie dobrze...- mruknęłam patrząc na przyjaciółkę. Serce mi się krajało. Naprawdę. A nie mogłam nic zrobić. Nie mogłam jej pomóc.
- Rafinha dzwoni...- szepnęła łamiącym się głosem wskazując na swój telefon. No tak, Bartra już musiał go poinformować o tym co zastał. A że mój telefon został u Sandry...- Może odbierz, co ? - spojrzała przez przednią szybę, a potem z powrotem na mnie- Naprawdę Carrie nie spieprzcie tego ! Obiecaj mi, że zrobisz wszystko co możliwe, żeby wyjść z tego cało...- spojrzała na mnie zapuchniętymi od płaczu oczami. Wzięłam od niej telefon i przeciągnęłam zieloną słuchawkę. Nie zdążyłam się odezwać. Zrobił to pierwszy.
- Sandra ! Powiedz mi co się dzieje ? Co to za akcja z walizkami ?!- wykrzykiwał. Był naprawdę spanikowany. W gardle utknęła mi wielka gula. Zjechałam na pobocze.- Sandra proszę !- jęknął rozpaczliwie.
- To ja... - odzwałam się wreszcie.
- Caroline, gdzie jesteś ? - naprawdę był wystraszony. Wcale tego nie krył. Nie odzywałam się. - Za parę minut będę u Sandry- oznajmił pewnie. Spojrzałam na hiszpankę. Skinęła lekko głową.
- Rafa... za 10 minut w domu, dobrze ?- szepnęłam.
- Będę nawet za 5. Kocham Cię, słyszysz ?!
- Tak.- szpenęłam i rozłączyłam się. Wzięłam głęboki oddech i zawróciłam samochód.
- Dobrze robisz... - uśmiechnęła się lekko.
- Wylatujemy dziś wieczorem.- oznajmiłam ostro. Dziewczyna zdziwiła się nieco. Ale pokiwałam głową, jednocześnie prosząc aby o nic nie pytała. - Ja porozmawiam z Rafą, Ty w tym czasie postarasz się pogadać z Marciem. - brunetka niechętnie skinęła głową. Jesteśmy dorośli i takie decyzje musimy podejmować. Wyjechanie na tydzień i zadzwonienie z lotniska było by szczeniackie. Tak, zdałam sobie z tego sprawę.
- Możesz mi wytłumaczyć co robisz ?- mrunął Rafa chowając twarz w dłoniach. Siedzieliśmy w salonie. Marca i Sandrę wysłaliśmy do ogrodu. Westchnął głęboko przenosząc na mnie zdezorientowane i smutne jednocześnie spojrzenie.
- Ja... Ja tak nie potrafię...- wzruszyłam bezradnie ramionami. Uniósł gwałtownie głowę. Szukał w moich oczach odpowiedzi. - Co jeśli przegraliśmy ?- spytałam półszeptem patrząc wprost na niego. Nie mam pojęcia jak te słowa wypłynęły z moich ust, ale sprawiły mi nieopisaną przykrość. Nie tylko mnie...
- Caroline, o czym Ty mówisz ?- w jego oczach dostrzegłam łzy.
- Że potrzebuję czasu...
- Jakiego czasu ?! - krzyknął rozpaczliwie. Wstał i zaczął krążyć wokół sofy. Moje obawy nie są z księżyca, to się dzieje. - Jakiego czasu Carrie... ?- zapytał spokojniej klękając przede mną. Ujął moją dłoń.
- Wyjadę na tydzień, może troszkę dłużej. Oboje musimy pewne sprawy przemyśleć...- mówiąc patrzyłam mu w oczy, które wyrażały jedno wielkie niedowierzanie.
- Kochasz mnie ?- napiął chyba wszystkie możliwe mięśnie, jakby bał się odpowiedzi. Naprawdę mógłby pomyśleć inaczej ? Naprawdę dałam mu do tego powody ?
- Kocham- pogłaskałam jego lekko zarośnięty policzek.
- To uważam, że nie mamy nad czym myśleć...- wyraźnie się rozpromienił. Przystawił sobie moją dłoń do ust.
- Nie ufasz mi.- zauważyłam. Nie, nie oskarżałam go. Stwierdziłam po prostu fakt.
- Ufam. - oznajmił- Martwiłem się wtedy o Ciebie... Byłem zdenerwowany. Carol, ufam Ci słyszysz ?- popatrzył mi prosto w oczy. Uśmiechnęłam się lekko, kiwając przecząco głową.
- Jeśli byś mi ufał, nie powiedziałbyś... nawet byś nie pomyślał. I to jest fakt Rafael.
- Ale Carrie...
Kątem oka zauważyłam wychodzącą z domu Sandrę.
- Nie. - przerwałam mu- Musimy się zastanowić czy dobrze zrobiliśmy wiążąc się...- zdawałam sobie sprawę, że sprawię mu ból tymi słowami, obojgu nam, ale gdy zobaczyłam w jego oczach lśniące łzy rozpadłam się. - Chcę wiedzieć, że nie zaryzykowaliśmy przyjaźni dla tych paru miesięcy. Że tymi paroma zdaniami nie przekreśliliśmy wszystkiego...- głos zaczął mi się łamać. - Muszę wiedzieć, że mi ufasz, że możemy być razem...
- Kocham Cię !- wyznał w najbardziej prawdziwy sposób jaki można sobie wyobrazić. Zacisnęłam wargi w cienką linię.
- Ja Ciebie też !- musnęłam delikatnie jego wargi. Jednak, gdy jego dłonie miały zamiar wpleść się w moje włosy odsunęłam się. Wciąż byliśmy bardzo blisko siebie. Nie wiem czy odległość między naszymi twarzami opisywały 2 centymetry. Popatrzyłam mu prosto w oczy. Szkliste oczy ! - Ale czasami sama miłość nie wystarczy...- wyszeptałam.
Wstałam. Rafa także, gdy chciałam odejść złapał mnie za nadgarstek. Widziałam, że nie miał zamiaru puszczać. Położyłam swoją dłoń na jego, pomału odginając każdy palec wyzwalając swoją rękę. Spojrzałam na niego ostatni raz i dość powolnym krokiem szłam do drzwi.
- Co z nami będzie ?!