/Już po raz kolejny próbuję Wam coś przekazać, choć do tej pory nie mam pojęcia jakimi słowami to wszystko ubrać. Pewnie znowu napiszę coś, przeczytam kilka razy, zanim to opublikuję, stwierdzę, że te zdania nie mają ani rąk, ani nóg, usunę notkę i zacznę od nowa. Można to wprawdzie nazwać rutyną. Ale nie, nie chodzi mi o tą notatkę, to znaczy w pewnym sensie też można to tak nazwać, ale znalazłam w końcu słowo i rozwiązanie problemu nad którym ostatnio się zastanawiałam. W moim życiu weszła rutyna, żyję bo żyję, dzień jak co dzień. I zarazem idzie ze mną obojętność. Mam wrażenie, że moje uczucia gasną. Smutek, gniew, radość, zazdrość, tego nie ma i dawno u mnie nie było. Nie jestem w stanie odpowiedzieć, co spowodowało, że jest tak a nie inaczej. Może po prostu to jest ten czas, w którym powinno się przestać gdybać i cieszyć się z tego co się ma? Sądzę, że nie potrafiłabym koleny raz, już wiele razy próbowałam. I co ? Zawsze czego brakowało. Dążyłam do tego, by tak więcej nie było, chciałam czuć się spełniona i niczego więcej od życia nie wymagać. Ale oczywiście.. Zawsze musiało po drodze coś się pieprzyć. Dawno straciłam nadzieję, która dosłownie umarła ostatnia. Tylko długo nie mógł do mnie ten fakt dotrzeć. Bardzo długo./