No wiem zdjęcie do kitu, ale cierpimy na "chorobę braku zdjęć". Dzisiaj była jazda, która według mnie była masakryczna. Efektem tego są posmarowane tribiotic'iem i poowijane 2 ostatnie palce u każdej dłoni. Wracając. Na początku byliśmy w terenie. Jantar bardzo, ale to bardzo gnał do przodu, wyprzedzał inne konie. W galopie nie mogłam go utrzymać, wyprzedził wszystkie, galopowaliśmy pierwsi. Wiadomo, że "zielony" koń pierwszy być nie może, ponieważ się spłoszy. No i zrobiliśmy coś takiego co nie do końca było spłoszeniem, ponieważ kopytny próbował skręcić w drogę, w którą skręcaliśmy kiedy był tam pierwszy raz. Później również było go bardzo ciężko utrzymać, palce bolały mnie wszystkie od prób zwolnienia jego szybkiego tempa. Bolało mnie to, że musiałam go tak ciągnąć, no ale Ola się denerwowała, że "nie panuję nad koniem". Może faktycznie tak było, ale rozumiem jakby nam się to zdarzało co jazdę. To był pierwszy jego taki wybryk więc tak całościowo na pewno nie straciłam kontroli. Ostatni galop w terenie był chyba najbardziej udany, ponieważ utrzymywałam go z łatwością.
Po terenie jeździliśmy na ujeżdżalni, już z inną grupką. Po raz kolejny masakra. Musiałam przypominać mu jak się robi wolty. W stempie a i owszem konisko załapało, ale w kłusie za cholerę. Na ostatniej jeździe na zamkniętym terenie J. robił całkiem udane wolty w kłusie. Teraz mu jakoś to zupełnie nie wychodziło. Do tego doszło ściąganie w kierunku wyjścia, ledwo go skręcałam na właściwą drogę. Myślę, że pomiędzy moją jedną jazdą a drugą jechał na nim ktoś inny, kto z nim nie ćwiczył żadnych wolt, ale nie rozumiem czemu koń się nauczył ciągnąć do wyjścia. Być może ktoś raz mu odpuścił jak poszedł w tamtą stronę i teraz miałam "lekki" problem. Pod koniec się już bardziej ogarnęliśmy, przejścia do kłusa na luźniejszej wodzy były niezłe.
Wczoraj zaczęłam oglądać ten kurs "Silversand natural horsemanship" . Jak narazie poziom podstawowy. Wcześniej go czytałam i dopiero wczoraj znalazłam film do tej ksiązki w internecie i ściągnęłam. Jest tam między innymi mowa o oddaniu łba. Dziś spróbowałam to zrobić z Jantarem i jak na nasz pierwszy raz to wyszło! Dałam bardzo delikatną sugestię, by oddał łeb, a on momentalnie załapał. Po tym co zrobił przeciumkał, a więc dobrze, zrozumiał. Jakoś dziwnie zaczęłam, bo od prawej strony, ale wyszło bardzo dobrze. Stojąc po lewej stronie miał już większy problem z oddaniem łebka, ale nie siłowałam się z nim, próbowałam parę razy i wyszło również po lewej stronie. Sądzę, że to ten pozytywny aspekt dzisiejszej jazdy :) Analizując jazdę na ujeżdżalni i ten film doszłam do wniosku, że pracowałam na zbyt dużej energii. Widać on miał niższą, dlatego nie szło się zgrać. Muszę nad tym popracować. Ćwicząc zwolnienia, próbowałam się dostosować do jego energii, dlatego praca szła nam lepiej. Ach no i oczywiście konieczne do oduczenia jest wchodzenie w moją strefę, bo nieraz się konisko zapomina.
Usłyszałam dzisiaj, że tworzymy całkiem dobraną i zgraną parę, co też było miłe :)
Jestem z siebie zadowolona, że rozumiem jakie błędy popełniam i na przyszłość będę starała się je poprawić. Każdy miewa gorsze dni i widać, że dzisiaj to raczej nie był nasz dzień. Wierzę, że następnym razem będzie lepiej. Malutkimi kroczkami idziemy do przodu, uczymy się zaufania do siebie i lepszej współpracy. :) Kar.