Po świętach stwierdziłam że trza zrzucić trochu kilo, niby nie potrzeba toć gruba jakoś nie jestem ale dostrzegam krągłości które mnie sie nie podobają a lepiej sie tego pozbyć gdy jeszcze są małe i mało widoczne... Trochę chujowo z tym mam, nigdy nie cierpiałam na nadwaga ani nic z tych rzeczy a teraz musze sie ograniczać żeby SOBIE sie podobać, mało mnie interesuje zdanie innych i to w sobie poniekąd lubie chociaż czasem przydałoby się ogarnąć i przyjąć tego kopniaka jakim bardzo chce obdarzyć mnie społeczeństwo tak ''o'' żeby się ogarnąć. Mam już 6405 dni, nigdy nikogo nie kochałam (co mnie akurat naj mniej martwi, w sumie to sie ciesze że nie doznałam tego bólu który niesie za sobą miłość jeżeli takowa istnieje) szkołe mam w dupie, w sumie wszystko mam w dupie ALE MAM POJEMNĄ DUPE xD bez podtekstów oczywiście. Powoli poddaje sie monotonii... nie lubie tego jestem zniesmaczona sobą i całą sytuacją, tłamszę wszystko i staram się nie wychylać co okazuje się ponoć drażniące i kogoś to wkurwia... to nie jest celowe, chyba lepiej jak udaje że jest wszystko spoko git majonez niż jakbym chodziła i mówiła że nie wiem co zrobić, że sie przejmuje tym że mam wyjebane, że mnie to wszystko przerasta... Ciężko jest kogoś zadowolić... nawet już nie próbuje, to nie ma sensu... po wegetuje w takim stanie jeszcze trochu i zobacze kto mnie pierwszy kopnie w dupe. Prędzej czy później to się stanie....
Dzisiaj mnie kochasz, jutro nienawidzisz
Dzisiaj mnie pragniesz, jutro się wstydzisz...