Biwaczek, lato 2012?
fot. Dorota Klinowska
Życie dalej się toczy, szkoła odmóżdża, a jazdy dołują.
Obecny tydzień był tak zamulasty że jedyne na co miałam ochotę to spanie.
Dzisiejszy dzień bardzo przyjemny, gdyby nie jazda którą zawaliłam po całej linii.
Dym pocieszny, wyczyszczony, kopytka zrobione.
Posprzątane, zaopiekowana Alka i Siwa na dokładkę.
Jada na 16 i Alałka, będzie dobrze, czemu ma być źle.
Kłus fajny i na łące, galop w równym tępie i całkiem przyjemny.
Skoki których nie było, a mialy być, bez komentarza.
Nie umiem skakać. I naprowadzić konia na przeszkodę i najechać na nią.
W ogóle nie umiem jeździć.
Wszyscy dali sobie jakoś radę przynajmniej przejechali połowę, oprócz mnie.
Nie jestem tak bardzo zła na konia, tylko na siebie, taka frustarcja i bezradność, czego nienawidzę.
Może to poprostu nie jest odpowiedni czas na takie rzeczy.
Może jeszcze nie powinnam jechać na te zawody.
Tak wiem, pewnie użalam się nad sobą, ale będę to pewnie robić przez kolejny tydzień.
Nie wiem. Pójdę jeszcze za tydzień na jazdę.
Nie lubię tego czasu. Za dużo zmian, za dużo spraw.
Nie chcę sytacić pewnej osoby ale wiem że nie mogę jej też zatrzymac na własność.
Że nie będzie jej co tydzień, że nie będę się z nią widywać.
A co jak znajdzie sobie kogoś innego? Innego przyjaciela? Innych ludzi?
Mam takiego doła, że narazie nic mnie chyba z niego nie wyciągnie.
Poprostu żeycie jest do dupy jak nic nie wychodzi :<
+Dzięki Saruś, że tak we mnie wierzysz, kocham Cię grubasie <3 :*