Idę przez korytarz. Widzę ludzi. Czuję się niepewnie. Nagle twarze nabierają szydzącego wyrazu, wybuchają straszliwym śmiechcem. Nie chcę tam być.. Zaczynam krzyczeć. Przedzieram się przez inny wymiar, wciąż krzycząc na jednym wydechu. Otwieram oczy. Jest 3:11..