Fragmęt mojego dzieła:
- Czy wierzysz w Boga?- zapytała.
Czy wierzy? Ever z przyzwyczajenia dotknęła krzyżyka. Połowę życia modliła sie do Allacha, a drugą do Jezusa. Kiedyś zapytała Davida, jak powinna się modlić. Jego odpowiedź, jak na mistrza templariuszy, brzmiała heretycko. Nie wiedział i był przekonany, że Bóg niezależnie od tego, kim jest, w ogóle o to nie dba.
- Chyba tak- odpowiedziała.
-Dlaczego?
Ever patrzyła na umierające dziecko, na to, jak jego kruche palce kurczowo trzymały się prześcieradła.
- Myślę, że musi istenieć jakać przyczyna tego, że świat jest, jaki jest. Powody dla których - Ever wsłuchwała się w okropny zasysający dzwię aparatury - dzieją się złe żeczy.
Rebeka przymknęła oczy.
- Moja mama nigdy dię nie modliła. - Jej oddech był niemożliwe płytki i cihutki. - A teraz robi to bez przerwy.
- Ever!- E drzwiach stanął Kay. - Wszędzie cię szukam.
Spojrzał na Rebekę i jego oczy zrobiły się ogromne. Podszedł, i chwycił Ever za ramię.
- Wychodzimy. Natychmiast!
- Co się stało?
- Musimy zdać relacje David'owi - powiedział Kay, wycofując się i ciągnąc Ever za sobą. Był przerażony. Jego oczy wpatrywały się w ciemne kąty pokoju.
Ever się wyrwała.
- Przestań wariować! O co chodzi?
Kay wyglądał tak, jaby chciał uciec, ale odwrócił Ever twarzą do dziewczynki. Sam stanął za cią i zakrył jej oczy swoją dłonią. Ever poczuła, jak zimne ma ręce.
- Co robisz?
- Patrz. - Powoli przesuwał palce, pozwalając, aby filtrowały widok. Ever zamrugała i pajjęczyna otaczającej ją rzeczywistości zaczęła się rwać.
Samotne dziecko więdnie w szpitalnym łóżku owinietę białymi przescieradłami i patrzy na nią oczodołami pełnymi robaków. Coś wije się pos cienką skurą dziewczynki. Wychudłe muchy żerują na jej cieknącym, sączącym się ciele, z płuc chorej wydobywa się obrzydliwy gnijący zapach. Dziewczynka oddycha z otwartą buzią, w której widać pożółkłe, zepsute zęby, poczerniałe dziąsła, a jej pokryty wydzieliną język zwisał między białymi wargami.
- Nie - szepnęła Ever, cofając się i potrząsając głową wypełnioną przerażającymi obrazami. Potknęła się na korytarzu, próbując przełknąć gorzki, metaliczny smak żółci, zbierający się w jej gardle. Kay dogonił ją i wyciągnął na klatkę schodową. Ever oparła się o ścianę, zacisnęła zęby, czekając, aż mdłości miną.
- Co to jest? Co się z nią dzieje? - Nigdy czegoś takiego nie widziała. Nie pamiętała żadnych tego rodzaju obrazów, nawet ze starych pamiętników templariuszy. Kay ją obioł. Jego klatka piersiowa dotknęła jej pleców.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział i odwrócił się plecami do drzwi. - Ale myślę, że to dopiero początek.