jako że nie mam weny do zdjęć...
będę mało oryginalna i wstawie tu zaraz najbardziej rozchwytywany rozdział "gry w kalsy"
bo wpadlam dzis w nostalgie i o!
;d
Dotykam Twoich ust,
palcem dotykam brzegu Twoich ust,
rysuję je tak,
jakby wychodziły spod mojej ręki,
jakby po raz pierwszy Twoje usta miały się otworzyć
i wystarczy,
bym zamknął oczy,
aby zamazać to wszystko
i zacząć od nowa;
za kazdym razem tworzę usta,
których pragnę,
usta wybrane pośród wszystkich,
w absolutnej wolności przeze mnie wybrane,
aby moja ręka narysowała je na Twojej twarzy,
a które przez niezrozumiały dla mnie przypadek dokładnie odpowiadają Twoim ustom,
uśmiechającym się pod moimi palcami.
Patrzysz na mnie,
patrzysz na mnie z bliska,
jeszcze bardziej z bliska,
oczy powiększają się,
zbliżają do siebie,
nakładają jedno na drugie,
cyklopi patrzą sobie w oczy łącząc oddechy,
usta odnajdują się
i łagodnie walczą gryząc się w wargi,
leciutko opierając języki o zęby,
igrają wśród tego terenu,
gdzie przelewa się tam i z powrotem powietrze,
pachnące starymi perfumami i ciszą..
Wtedy moje ręce zanurzają się w Twoich włosach,
pieszczą powoli głąb Twych włosów,
podczas gdy całujemy się,
jakbyśmy mieli usta pełne kwiatów czy też ryb o szybkich ruchach,
o świeżym zapachu.