wiecie co? nienawidzę liczby 8. kojarzy mi się z ilością miesięcy, o których najchętniej bym zapomniała, wyrzuciła z pamięci tak daleko, daleko, dalekoo!!! nie chcę pamiętać tych wylanych łez, nie chcę pamiętać tego igrania z moimi uczuciami, nie chcę pamiętać tego perfidnego tchórzostwa. nie chcę pamiętać nic. 8 miesięcy. chcę wyjąć z życiorysu. uśmiechałam się, śmiałam. ale w sercu ból. czasami nie wytrzymywałam. w najmniej oczekiwanym momencie. potrafiłam wybuchnąć na środku ulicy. z każdym dniem myślałam, że gorzej być nie może. ale wiecie co? w końcu to się skończyło. tak nagle. Bóg zesłał mi z nieba Anioła. wynagrodził za te cierpienia. nie wierzyłam w anioły. ale one naprawdę są. potrafią uleczyć serce. i duszę. ocierają łzy. kochają nas. i jeżeli ktoś myśli w tej chwili, że jest tragicznie i lepiej nie będzie, to niech rozejrzy się dookoła. może właśnie teraz Bóg zsyła mu aniołka.
Michał. nie znam innych aniołków. ale i tak wiem, że lepszego nie ma.
bo nikt nigdy tak nie mówił, że mnie kocha.
bo nikt nigdy tak nie ocierał mi łez.
bo nikt nigdy tak nie przytulał.
bo nikt nigdy tak się o mnie nie troszczył.
bo nikt nigdy tak pięknie o mnie nie mówił.
bo nikt nigdy nie dał mi tyle miłości. co ON.