Takie tam skoczki z niedzielnej [15.09.13] jazdy na Empiku! <3
Tak, tak, nowy photoblog, haha!
To zacznijmy od opisywania niedzielnego dnia! Miłego czytania!
Na 7:30 do kościoła, msza zakończyła się o 8:22, pędziłam do domu, spakowałam się, zjadłam śniadanie i sruuuuu na busa. Akurat przejeżdżała mama znajomej to wsiadłam, podwiozła mnie i nie płaciłam za busa, razem z Marcelem miałyśmy się spotkać o 10:00 pod Mc'iem, ale ja byłam o 9:28 a nie miałam jak jej dać znać więc 30 minut se czekałam, jakaś upierdliwa osa co chwilę mi dokuczała. -,- O równej 10.00 pojawił się Marcel, szybko na busa i w stronę stajni, na początku było trochę zimno ale się rozpogodziło, poszłyśmy przywitać koniury i przyjechała Olaaaaaaaaaa, troszkę tam kombinowania było z gwoźdźmi, które były w boksach, prawdopodobnie o jednego z nich Bona rozwaliła sobie pyszczek, ale z pyszczkiem u niej już lepiej. No to Ola wzięła sobie Galę, ja Empika i Zuza Ramiro. Czyszczonko, Marcel co chwilę "ale on malutki, drobniutki" i uwierzcie, że szału można było dostać, siodłanko, aparat w dłoń i jazda na ujeżdżalnie, stęp na początku taki sobie, ale jak się powoli konio rozruszał, zaczął chodzić żwawiej, cud, miód i orzeszki. Parę kółek stępu, jakieś tam wolty, zmiany kierunku i kłus, co chwilę zaczynałam anglezować na złą nogę, no grrr... Różne wolty w kłusie, drążki i takie tam i przyszedł czas na galooop, mój wymarzony galop, boże, ten koń ma tak cudowny galop, nie obyło się bez małych baranków których prawie nie czułam, haha, ale było zajebiście, potem jakieś skoki, no normalnie jezu, chyba najlepsza jazda jak dotąd, potem znów galop, zmiany nóg w galopie, w pewnym momencie zbyt bardzo popuściłam koniowi wodzę i konio dał spidaaaaa i sę trochę pobarankował, a co, wolno mu! Jazda ogółem ZA-JE-BI-STA i na pewno nie skończy się na jednej jeździe! :) Potem Marcel wszedł na Bonę, najpierw normalnie pojeździła a potem na cordeo, ja też niby "weszłam na cordeo", ale nawet wolty zrobić nie umiałam, cóż, to nie dla mnie. Przyszły jakieś panie z pytaniem o pensjonat i musiałyśmy schodzić, akurat gdy schodziłyśmy lunęło, my to mamy wyczucie czasu. W skrócie, spóźniłam się na busa który był o 17:20 i padł mi telefon, kolejny bus był o 19:05, nie miałam jak dać znać rodzicom, poszłyśmy z Marcelem do Mac'a, zamówiłyśmy coś i siedziałyśmy tam 2h. <3 Wróciłam, była zadyma, ale dzięki tej zadymie wygarnęłam rodzicom to czego nie potrafię wygarnąć nigdy sama z siebie. Przejdzie im to, będzie dobrze. :) Jak narazie pogoda cały ten tydzień do dupy, więc o wyjeździe do Empika mogę sobie pomarzyć. Telefon tata mi wziął, na kompa wchodzić nie mogę więc wykorzystałam ten moment kiedy tata pojechał z bratem do szkoły muzycznej i jestem sama, dlatego już spadam! A w szkole narazie daję radę, jest lajtowo!
PS: Jak będę miała możliwość wejścia na komputer bez ukrywania się, że na nim siedzę to Was pododaję, pokomentuję i takie tam!