A więc, dzisiaj sie podziele z wami ty, że chciałam sie zabić.
Od kąd sie przeprowadziłam za granice, zaczeło ze mną sie dziać coś złego.
Nie wychodziłam do ludzi, moje oceny spadały tragicznie i zmieniłam swoj wyląd tak, że nie którzy myśleli, że jestem inną osobą.
(Możne powidzieć, że jestem tą "nową" osobą, bo z chcrakteru też sie zmieniłam.)
Rodzice zaczeli mnie traktować inaczej, straciłam znajomych (starych i nowych), poprostu stałam sie nikim. Następną osobą z objawami depresjii.
Potrafiłam siedzieć i płakać z byle powodu.
Wpadałam w tak zwaną "czarną dziure". Chciałam sie wydostać, ale nie wiedziałam jak.
Jednak kiedy ludzie chcieli mi pomóc, odrzucałam ich, bo myślałam, że mnie nie rozumieją lub poprostu wyśmieją. Bałam sie. I wtedy pomyślałam, że najlepszym (tak sie nie okazałao) rozwiązaniem będzie chwycić za żyletkę. Jedno dzięcie, drugie...
Zaczełam mieć sny jak i myśli samobójcze. Zwątpienia w ludzi.
Co by sie stało gdybym naprawde znikneła?
Przejął by sie ktoś?
Płakali by?
Te pytanie i wiele innych dręczyło mnie dniem i nocą.
Bałam sie przebywać sama. Nie chcialam być sam na sam z moją podświadomością.
W pewnym momęcie chciałam temu wszystkiemu zaprzestać.
Nie chciałam żeby ludzie wiedzieli, żeby mnie nie wyśmiali.
Później zaczełam grać na gitarze. To mi pomagało, odwracało moją uwage. Zaczełam intensywnie słuchać muzyki rock/metal.
Jednak Ci co mówią, że muzyka ratuje życie, mówią prawde, bo sama sie o tym przekonałam.
Poznałam wtedy zespół Pierce The Veil, w którym gra mój hero na gitarze elektrycznej.
Tony Perry, ma za sobą podobną historie do mojej, i za to go wielbie, że sie nie poddał.
Nie napisałam jeszcze tak wiele, co sie zdarzyło dokładnie, ale to narazie tyle na co mnie stać, jeszcze nie umiem sie tak otworzyć do ludzi.
Mam wielką nadzieje, że już nie długo to sie zmieni. :)