Ferie, ferie i po feriach. Siwe powoli wdrażam do roboty. Będzie ciężko w tym semestrze. Plan do kitu. Na uczelni mają chyba inną konceptualizację optymalizacji kosztów i zasobów. Pozostają mi tak naprawdę tylko 3, porywach do 4 dni jazdy. Ale cóż! Zachciało się być wykształciuchem, to trzeba cierpieć. Nadrobię w wakacje. Może jakiś obóz... nie koncentracyjny, tylko treningowy. We'll see. Na razie skumulujmy zasoby na wariacje.
Jak tylko ustąpi wieczna zmarzlina, startujemy z powrotem z treningami z Panią Trener. W tzw. międzyczasie szlifuję to, czego się nauczyłam do tej pory. 'Oczy wiście', jeśli wieczna zmarzlina pozwala.