Jesteśmy ludźmi, tworzymy granice. Czy tego chcemy czy nie to my sami, nieświadomie budujemy mury. Jesteśmy złodziejami, kradnąc sami sobie szczęście. Kupujemy wolność za podobno bezcenne uczucia. Nie chcę tak żyć.
Zauważyłam bardzo cienką granicę, między kochać, a nienawidzić, między pocałunkiem, a krzykiem. My istoty rozumne, niszczymy swobodę, paradoksalnie myśląc, że tworzymy własną, niezależną przestrzeń. Na płaszczyznach umysłów rysujemy mapy, zakopujemy je w tajemnych skrzyniach zwanych sercami, dlaczego? Może dlatego, że boimy się przyszłości, uśmiechu. Może boimy się tego, że życie zaskakuje, że coś może się udać. A może z egoizmu i wygody.
Zostawiasz coś bo czujesz się ograniczany. To cholernie głupie. Największym ograniczeniem jest brak rozwoju emocjonalnego.Miłość daje wolność, bo prawdziwa miłość to przestrzeń, to świeże powietrze, promienie słońca i oczy. Oczy, które koją. Dokonując takich wyborów, stajemy się szczęśliwi, na chwilę, na moment. Potem świadomość powraca, a ciało zaczyna krzyczeć, świadomość tego, że umyślnie zakończyło się coś co mogło być najlepsze, najbardziej ekscytujące i fantastyczne. Wystarczyło tylko trochę popracować. Nie da się od tego uwolnić, to takie pęta w duszy.
Coś trawi mnie coś środka, to trwa już od miesięcy. Czuję się pusta. Czy jest na świecie coś o podobnych kształtach co będzie potrafiło zapełnić dziurę?
Czekam.
Uczę się żyć. Raczkuję. Powoli, do przodu. Podaj mi dłoń. Zburz mur. Rozpal ogień. Wyrwij mnie z otchłani, uratuj, tonę w morzu łez, gdzie fale są wspomnieniami. Tylko to mi zostało i nieograniczona wyobraźnia. Fantazje, miliony nieurzeczywistnionych historii i czas. Zegar tyka, a ja wraz z nim patrzę w przeszłość, szukam przyszłości zawieruszonej gdzieś.
Może jeszcze kiedyś Cię zobaczę i te śmiejące się oczy.