http://www.youtube.com/watch?v=kqPhF259AVY
Męczy mnie każdy oddech, cały mój świat runął. Nie mam kszty siły na to co się dzieje, każdego wieczoru błagam Boga żeby to piekło już się skończyło. Pragnę życia przeciętnego człowieka, życia w najmniejszej harmonii. To ten czas kiedy ta choroba mnie zabija, kiedy budzi się we mnie instynkt mordercy własnego organizmu. Mam ochotę rozszarpać każde uczucie, które mną targa. Nie chcę widywać ludzi, mijać na ulicy osoby przepełnione szczęściem, którego tak cholernie mi brak. Wszystko mi się sypie, każdą tlącą się iskierkę nadziei przysypuje gruz, którego nie umiem usunąć. Krztuszę się łzami, rozrywa moje wnętrze. Mój umysł rzuca mnie do najgorszych myśli, do najgorszych pomysłów i z każdym dniem brauje mi siły by się przed nimi wzbraniać. Mam zbyt delikatne barki żeby to udźwignąć. Nienawidzę świata, życia, uczuć. Każdy poranek jest dla mnie przekleństwem, cholernym upiorem zmuszającym mnie do podniesienia się łóżka, a przecież nie chcę się już z niego podnosić. Brzydzę się swoich zapuchniętych oczu i palących policzków. Nie mam już na to siły, spowalniam oddech ...