rodzice tolerowali moją obecność, ale chyba juz zrezygnowali z walki o mnie. Odchodzę stąd. Chyba już nigdy tu nie powrócę. Żegnaj, rodzinny domku. Było mi tu kiedyś dobrze. Zbyt dobrze. Chodź niekiedy było okrutnie. Wspólnie przeżywaliśmy koszmar. Koszmar który już nigdy się nie skończy.
A więc tak to się wszystko kończy. Nastąpił koniec wszystkiego. Trzeba sie z tym pogodzić. Marzenko, siostro, złączyły nas nasze pokręcone życia. Dlaczego musiałaś tak wcześnie odejść? Kim byłaś?
Byłaś narkomanką, tak jak ja.
Ale zanim to się stalo byłaś biednym, nieszczęśliwym czlowiekiem.
I stało się. Za późno było, by żyć, by walczyć o siebie. Może i nie warto bylo? a może warto?
Przeczuwalam jej śmierć. Dlaczego jej nie ratowałam? Marzenko, odeszlaś, zostawilaś mnie. Nikt nie umial Ci pomóc.
Śmierć była zawsze wokół niej. Bala się jej, chciala żyć. Ale nie miala szansy na inne życie. Marzenko, nie bylo mnie na twoim pogrzebie, muszę się nadal ukrywać. Mialaś chyba spokojną śmierć, uśpiła cię heroina. Całkowity stan nieświadomej przyjemności umierania. Dokąd ci się tak spieszyło, dokąd odeszlaś?
Żegnaj, Marzenko, żegnaj siostro, przyjaciółko.
Wybacz mi że nie umialam cie uratować.