Hej,
moja droga wiosno wiem byłam dla ciebie nie miła. Przepraszam cię, podajmy sobie ręce i zacznijmy znów.
Dziękuję ci za tę niechcianą miłość. To chyba taki test na wytrwałość. Skora mam tyle chęci na zmiany, to może czas się zmierzyć z moją zmorą z pieczary, na mrocznym krajcu świata. Ot nazwa potwora: NIESPEŁNIONA MIŁOŚĆ. Ze wszystkim mogę sie pogodzić, nawet ze statą kogoś bliskiego z rodziny, potrafiłam bo musiałam aby dalej żyć. Z każdą porażką, nawet tą najbardziej bolesną. Ale nie umiem sie pogodzić, że spaliłam ostatni most prowadzący, do jednego "chłopięcego" serca.
To był, to jest mężczyzna moich marzeń. Kocham w nim wady i zalety. Dla mnie jest idealny. Lecz i tu pojawia się problem, dla niego jestem tylko koleżanką. Wiem, że nie jestem cierpliwa i za bardzo naciskałam na coś poważnego. Ale ja nie szukam przygód z facetami. Pragne spotkać tego jedynego na całe życie. I chcę być w czyiś oczach wyjatkowa. Pragnę wyjść za mąż tylko niech to będzie ten jeden do końca. Przy nim będę czuła, że nic mi nie grozi, tak brakuje mi tego, że ktoś ocierał moje łzy, słuchał gdy byłam wkurzona i przytulał gdy było mi ciężko. A teraz jestem sama, ale nie żałuję. Lecz co do mężczyzny, który ostatnio zajmuje moje myśli i serce, to chyba za wcześnie powiedziałam, co do niego czuję. Chodź mi kiedyś wcześniej powiedział, że on nie chcę teraz wchodzić w zwiazek. A ja stwierdziłam wówczas, że poczekam i on mi obiecał, iż wrócimy do tej rozmowy, kiedyś. Tylko drogi panie S. pytam kiedy? Nie możesz powiedzieć niespokojnej duszy: KIEDYŚ !!! Nic mnie tak nie dezorientuje, jak to słówko. Ja lubuję się w planach i wolę wiedzieć, co mnie czeka. Za niespodziankami nie przepadam, chodź czasem są miłe ;)
O gdybym tylko wiedziała czy mam na co jeszcze czekać. Bo on się do mnie nie odzywa. Skutecznie go do siebie zniechęciła i uciekł w swój świat. A ja tak bardzo tęsknie i cierpię, bo on nawet mi nie powiedział, co o tym wszystkim myśli. Pan S nawet nie raczył wyrazić zdania o mej osobie. Za słabo go znam aby się czegokolwiek domyślać. To trudne trwać w tym oddaleniu od niego, bo nie mam pomysłu coż mam dalej czynić. Nie lubię w moim życiu takich chwil, kiedy nie wiem jak powinnam postąpić. Tu borykam się pomiędzy walką o miłość a odpuszczeniem sobie. I nie potrafię z pana S zrezygnowac ale też nie potrafie tak dalej cierpieć. Chyba najlepszym wyjściem będzie czakanie na jakiś znak od niego. Skoro ja nie potrafię podjąć żadej decyzji, to chyba lepiej wyczekać i jakoś zbytnio się nie smucić. Nie chcę sie zadręczać. Ja go KOCHAM. Mówią: jak kocha to poczeka. Więc będę wiernie czekała, odlądając zachody słońca, na ławce w parku. Kto wie, może którego dnia, przysiądzie się do mnie pan S i powie mi coś co wynagrodzi katusze jakie przeszła ma dusza. Przytule go wtedy mocno i skorzystam z szansy jaką od niego dostanę. A może będę siedziała na tej ławce do końca życia i umre w samotności? Tego nie wiem ale chciałbym znać koniec mojej bajki...
PS: Bo nic mi tak nie komlikuje życia jak miłość !