Przeminęło z... no właśnie. Z czym?
Studia. Związek. Szczęście. Rodzice. Praca licencjacka. Ludzie. Konwent. Anglia. Złość. Depresja. Praca.
Kolejność tych słów jest losowa, nie należy szukać pomiędzy nimi związków.
Nadal nie mogę się zmusić, żeby iść do lekarza. Okłamuję innych. Coraz częściej tracę kontakt z otoczeniem, wyłączam się, omijam ważne informacje. Nie potrafię czerpać radości z rzeczy i sytuacji, które powinny mi ją przynosić albo które kiedyś przynosiły. Jazda samochodem wydaje mi się ostatnio niebezpieczna. Nie dlatego, że nie potrafię prowadzić - kierowcą jestem bardzo dobrym, tylko przez obawę, że mogę się wyłączyć nie w tym momencie, kiedy powinnam.
Myślałam, że on mnie przywróci na ziemię. Spokojny, opanowany, niepotrafiący się denerwować. Potrzeba mi czegoś więcej? Myślałam, że nie. Jest moim zupełnym przeciwieństwem. Dlatego tak bardzo mnie do niego ciągnie. Dlaczego tylko obwiniam się na zapas, że wszystko co może pójść między nami źle, będzie z mojej winy? To właśnie czuję. Poczucie winy, przez które on będzie w niekomfortowej sytuacji. Ostatnie czego chcę, to to, żeby czuł się źle.
Przy nim czuję się bezpiecznie. Kiedy mnie przytula, mój świat ogranicza się do jego ciepła i rąk, które mnie obejmują. Naprawdę, wtedy nie trzeba mi nic więcej. Ale co jeśli poznając ten świat, nie chcę wrócić do tego właściwego, w którym muszę się uczyć, odpowiadać za sprawunki roku i .... po prostu żyć? Przeraża mnie to. Cholernie mnie to przeraża. Boję się włączać fb, kiedy widzę więcej niż 10 powiadomień. Boję się wychodzić z pokoju, kiedy wiem, że muszę coś zrobić. Boję się niewyjść z pokoju, poniewać będą na mnie czekać konsekwencje. Boję się ich tak bardzo, że zamykam się w sobie i odtrącam wszystkie problemy, chowając się pod kocem i czekając na przebłysk chęci, żeby jednak wstać. Boję się wracać do pokoju, bo wiem, że go tam nie ma. Boję się siedzieć w nim, ponieważ uważam, że moja współlokatorka mnie nie lubi. Boję się, że zrobię taki bałagan, którego nie będę w stanie posprzątać. Boję się, że jedzenie które trzymam w lodówce zepsuje się, a ja będę musiała wyjść, żeby iść na zakupy, czego nie zrobię, bo boję się, że muszę coś zrobić.
To chyba nie są zmartwienia zdrowego człowieka, prawda?