Dzisiaj znowu zaspałam na uczelnie. No, może niezupełnie zaspałam, bo owszem, obudziłam się o 4:00, żeby zrobić zadanie ze statystyki i pouczyć się. I tak, zaczęłam się uczyć, a po jakimś czasie... no i jak popatrzyłam na zegarek, to już było po 9:00, czyli - znowu! Zaspałam!
Nie wiem co się dzieje. Jakiś czarny tydzień mam. Najpierw przykre wiadomości. Zamykają moje ulubione kino - miało być pożegnanie a nie będzie nic. Nie udało nam się skorzystać z programu, na dodatek z przyczyn czasowych (zaczyna mnie to naprawdę wkurzać) okazało się, że nie będę brała udziału w Festiwalu. No i dwie wspaniałe imprezy przeszły koło nosa...
Na dodatek mam mnóstwo zaległości, praca magisterska i licencjat w lesie, a mnie tak strasznie się nie chce. Dopadł mnie jakiś paskudny leń i nie mogę się wziąć w garść. W końcu trzeba będzie, bo daleko na tym wózku nie zajadę... Po świętach czuję się jeszcze bardziej zmęczona niż przed. Marzę o tym, żeby gdzieś wyjechać. Może się uda... już niedługo. Tak bardzo tęsknię do gór...
A jak sobie popatrzę na te sterty notatek, kserówek i książek to nie chce mi się jeszcze bardziej. Żeby mi się chciało tak, jak mi się nie chce...