Usłyszałam dzisiaj, że jestem małym, zwariowanym i zawziętym dzieciakiem (sic!) z energią dorównującą syntezie jądrowej (reakcja termojądrowa jest głównym, poza energią grawitacyjną, źródłem energii gwiazd - przyp. red. :D) i szybkością mówienia równej karabinowi maszynowemu (skąd bierzecie te porównania?). Potwierdzam. Dokładnie taka jestem. I niezależnie od tego, co mówią i myślą "oni" - dobrze mi ze sobą. Dobrze mi z Tobą. Niczego nie muszę udawać. Jesteśmy tak słodko niedopasowani. Dopełniamy się. Jesteśmy różni i tacy sami. Paradoks? Może właśnie na tym polega siła naszego związku.
Z każdym dniem przekonuję się coraz dobitniej, że nie ma "gotowych rozwiązań". W żadne dziedzinie. Z każdym dniem udawadniam sobie samej, że mogę więcej, lepiej, dłużej. Dziadkowie zawsze powtarzali, że w to, co się robi trzeba wkładać całe serce. Inaczej praca nie ma sensu. Może dlatego jest teraz tak, jak jest? Czasem dostrzegam te ironiczne uśmieszki. Co z tego? Po swojej stronie mam czas, masę energii i młodość. Wierzę całym sercem, że dopóki mogę, nikt mnie nie powstrzyma. Dla mnie to jest rzeczywistość, nie marzenia. Wszystko się ziści. W przeciwnym razie, nie wiedziałabym jak powiedzieć samej sobie, że mam jakieś niespełnione marzenia. To ja jestem swoim największym krytykiem. Każdym uderzeniem serca potwierdzam to, że mimo wszystko - jestem szczęśliwa.
Dziękuję za obecność, to męskie zdecydowanie (uwielbiam!) i stanowczość. Dziękuję nawet za wylaną Pepsi (tak, otwieranie wcześniej potrząsanej puszki nie było mądrym pomysłem ;)).
Cytat dnia:
G.1: You know, every year, a thousand people quit smoking.
P.: Wow. By reading the packet's warning?
G.1: No, by dying.
To ja idę dalej pracować, a potem coś poczytamy <3
Dobrej nocy, Kochani! :)
Ćwierkam :>