Kilka dni. I tyle wydarzeń. A to jeszcze nie jest koniec. Mogłam się tego spodziewać - stały wzór. Zawsze, gdy zdarzy mi się się coś dobrego, zaraz potem pojawia się coś złego. Mogłabym powtórzyć za Kingiem, że u mnie sukces i złamane serce zawsze idą w parze.
(edit. Nie, między Nami wszystko dobrze. Przynajmniej tego mogę być pewna)
Tylko wiesz...? Teraz będzie inaczej. Dość odrzucania młodzieńczej bezczelności, dość nazywanie "tego wszystkiego" głupim sentymentalizmem. Jeśli nie teraz, to kiedy? Kolejny krok pod górę. Ale jestem uparta, tak - masz rację - jestem cholernie uparta i zawzięta. I nigdy nie pozwolę, by ktoś niszczył moje marzenia. Koniec poskramiania mojej "niewyparzonej gębusi". Koniec chłodnego realizmu. To K2 będzie moje. I kropka.
Dojdę do prawdy. I nie pozwolę sobie już więcej mydlić oczu. Nie można ujarzmić takiej radości, entuzjamu, pasji... Nigdy wiecej. Przecież zwycięstwo powinno być nawykiem, a nie możliwością.
A ci, którzy próbują, nigdy nie przegrywają... Nigdy!
Wieczna dychotomia. Zmiany o 180 stopni. Dziękuję, że jesteś. Za cierpliwość, wsparcie i szczerość.
Kto wie? Może jutra wcale nie będzie?
A na zdjęciu Aisza -> własność Damiana -> własność JO ;) Fajna kulka, prawda? Ciekawe co z niej wyrośnie :)