z cyklu:
chorej jaźni chore jaźnie
no bo naprawdę nie może być normalnie.
milion rzeczy do załatwienia i zrobienia, a mi się udaje lenić.
głupota osiąga swoje maksimum...
chociaż chyba nie wiadomo.
sama siebie zaskakuję [jak zwykle zresztą]
teraz...
teraz najchętniej poszłabym sobie potańczyć...
ale tak gdzieś na jakiejś sali treningowej.
jakiś jazz albo salsę.
kaprys.
mój. własny. kolejny.
oswajam się z samochodem.
powoli, aczkolwiek.
i przypomniało mi się 97.
procent żeby wątpliwości nie było.
z takiego jednego testu na dokładkę.
tylko.
zresztą.
szkoda gadać.
a w środku chaosu klasycznie jestem ja.
i dziwne wyrazy z dziwnych piosenek.
nonsensowne skumulowanie cztero- tudzież pięcioliterowego czegoś.
cóż.
winamp i tak wie lepiej.
eines Tages.
itp. itd.
dysproporcjonalność rzeczy ważnych i ważniejszych.
z prawami Murphy'ego w tle.
a na koniec i tak okazuje się, że mi z tym dobrze.
bo przecież nie może być normalnie.
bo to nie w moim stylu.
bo...
...to dziwny świat.
jak żaden inny.
i chyba za to właśnie go lubię.
dlatego tak dobrze się czuję z tym TU i z tym TERAZ.
bo życie mimo wszystko jest piękne.
a ja jestem szczęśliwa sama ze sobą...
chociaż jakby się logicznie zastanowić
to przy takim jednym złym byłabym jeszcze szczęśliwsza.
istne szaleństwo.
koniec audycji w dniu dzisiejszym.
do-wi-dze-nia./do-bra-noc.