tamtego lata było jakby cieplej. za dnia rysowało się kształty z chmur na niebie, a nocami tylko zdobywało się świat. teraz jest jakby inaczej, bo ciężkie to czasy dla odkrywców i marzycieli gdy wszystko jest już znalezione, część zapomniana a większość gdzieś zgubiona po drodze.
my to wszystko już wiemy, chociaż tylko czasem udajemy, że nie pamiętamy. wiemy, że nie da się przenosić jednego stanu w poprzek czasu. świat tak nie działa, a nam może się jedynie wydawać. rzeczy mają to do siebie, że zawieszone w próżni gasną. i co z tego, że się chce, jeśli brakuje powietrza a czas jest zawsze nieodpowiedni.
te wszystkie pożegnania jeszcze, pełne plastikowych słów na dobranoc i udowadniania sobie, że jest inaczej niż jest w rzeczywistości. z daleka jest to tylko żałośnie śmieszne.
udaję, że nie zauważam tych wszystkich znaków. świecących się delikatnie kawałków nieba w jego oczach. przechodzę obok i nie zauważam. to chyba jedyny sposób, żeby jako tak utrzymać się na powierzchni. żeby znów nie zatonąć.
cały czas wraca silna chęć ucieczki z tego miasta.
[niezwykla grubosc ud O.o"]