czuję się bardzo źle. jest mi bardzo, bardzo pusto w środku. cisza aż bije po uszach. sił brak na wmawianie sobie, że wszystko będzie dobrze. strach. tyle, że teraz nie ma mnie kto objąć, kto tamować mi łez. chcę zakopać się w kołdrze i nie myśleć. mieć święty spokój. przytulać będzie mnie papierosowy dym, za oknem nie chcę gwiazd, świat mógłby nie istnieć. strach. paraliżuje i jednocześnie rozsadza. dość.
dziesięć miesięcy to strasznie krótko. nie zdążyłam w tym czasie przyzwyczaić się do niczego przydatnego, żadnego chodzenia prosto czy picia zielonej herbaty. po mieście nadal podróżuje się najlepiej wieczorem, miasto składające się wyłącznie z malutkich świecących punkcików.
bywa coraz dziwniej. niepewność i spokój, ból i ukojenie. wystarczy mi być tu, nie tam. tam jest źle, zbyt zimno. dość słów, tak późno już, chodźmy na kawę. patrz, tam jest słońce, trawnik, usiądźmy. kochaj. to tak nierealne, nadal. 520, pamiętaj. w dzień śpię, nocami błądzę po pokoju. z samego rana podróżuję autobusami i kroję bułki, patrz, nie ma nutelli. schudnij.
'masz strasznie obgryzione paznokcie i trochę spuchnięte oczy, nie jakbyś płakała przed chwilą, ale tak, jakbyś płakała po trochu, codziennie'