` Dzisiaj trochę mej twórczości. Bardzo proszę o niekopiowanie. Trochę się nad tym męczyłam, ale efekt cudowny ; )) Ogolnie mi się podoba ; DD
Jak noc przed dniem ucieka, niczym Czarna władczyni ze swymi sługami strącona i wygnana przez Anioła Światła przemierza tysiące mil, tak ja wędruje dni, miesiące, jakby ścigana przez samego Diabła, usiłując znaleźć zaciszny kąt, gdzie będę się czuć jak w domu. Ogień w stopy parzy, nie patrzę na ludzi dookoła.
Pies posłusznie obok mnie drepcze, lojalny przyjaciel. I tylko do tyłu czasem zerka, popiskuje. Nie dla niego trud takiej podróży, ale wynagradzam mu jak tylko potrafię. Sama głodując ostatnią resztkę chleba mu oddaję.
Moim nowym zamieszkaniem drzewa, pola, lasy, góry. Natura Matką nas wszystkich. Uciekam w jej ciepłe ramiona, wsłuchując się w piękną ciszę, od czasu do czasu przerywaną najpiękniejszą muzyką – świergotem ptaków. Leżąc tak na trawie, gdy ciepły wiatr łaskocze moją skórę, przypominam sobie o mej ludzkiej słabości. Wysypka pojawia się w mgnieniu oka, załzawione i nabrzmiałe powieki swędzą niemiłosiernie. Podnoszę się, uciekam jak najdalej od pylących przyjaciół.
Zmrok zapada, chmury burzowe nad mą głową huczą, a ja nie mam gdzie się schronić. Taszczę z lasu gałęzie, z węzełka wyjmuję ręcznik jako materac. Od handlarza w prezencie otrzymałam scyzoryk sprzed wojny, jak zapewniał. Zdzieram korę z w miarę prostego kijka w szałasie, trzeba wystrugać broń. Wiem, że to barbarzyńskie, ale przetrwać jakoś trzeba. Na korzonkach długo nie wytrzymam, pies też musi być syty, przede wszystkim on.
Czworonożny przyjaciel szczeka po każdym grzmocie. Biedak boi się błyskawic. Tuląc go do siebie zapadam w zamyślenie, które mi się ostatnimi czasy często zdarza. Wtedy mam pustkę w głowie, patrzę w przestrzeń, a mój duch jest nieobecny. Zmęczona, idę w kierunku krainy snów.
Pragnę napomknąć, że jeszcze tego nie skończyłam ; ))